„Nowy koszmar Wesa Cravena”. Najlepszy film o Freddym Kruegerze

„Nowy koszmar Wesa Cravena” to siódmy film z cyklu „Koszmar z ulicy Wiązów”. Można się było po nim więc spodziewać najgorszego. Siedem filmów to sporo, trudno utrzymać i tak już nierówny poziom poprzednich części. Na szczęście Wes Craven wpadł na genialny pomysł. Odciął się od swojego własnego dorobku. I tak właśnie powstała najfajniejsza część cyklu. Przede wszystkim stworzył Freddy’ego Kruegera takim, jakiego zawsze sobie wyobrażał. Maniak w pasiastym swetrze z przewrotnym poczuciem humoru ganiał za nastolatkami w poprzednich filmach. Wes postanowił, że Freddy z „Nowego koszmaru…” nie będzie sypiącym punami jak z rękawa wesołkiem, tylko okrutnym, wynaturzonym potworem. Dzięki temu całą serię udało się odświeżyć i sprawić, aby widzowie na nowo zaczęli bać się mordercy dzieci z twarzą przypominającą niezbyt świeżą pizzę.

fot. kadr z filmu

Nancy Thompson? Nie, Heather Langenkamp

Ale na tym nie koniec. Wes Craven poszedł o krok dalej. Poprosił Heather Langenkamp, czyli Nancy z pierwszej i trzeciej części, aby zagrała siebie – popularną aktorkę, która wraz ze zbliżającą się 10. rocznicą powstania „Koszmaru z ulicy Wiązów” zaczyna śnić o Kruegerze. W dodatku prześladuje ją stalker (Langenkamp naprawdę miała stalkera i zgodziła się, aby Craven umieścił ten wątek w scenariuszu), jej mąż, twórca efektów specjalnych właśnie został zamordowany przez Freddy’ego, a syn wykazuje objawy dziecięcej schizofrenii.

fot. kadr z filmu

Okazuje się, że Freddy’ego ożywił sam Craven, który zaczął pracować nad scenariuszem kolejnej części „Koszmaru z ulicy Wiązów”. Teraz morderca desperacko próbuje przedrzeć się do naszego świata. Czy mu się uda? To zależy od Heather Langenkamp, niezbyt znanej aktorki, której życiowym osiągnięciem jest to, że jako Nancy mierzyła się z  Freddy’m już dwa razy.

fot. kadr z filmu

Uczta dla fanów

Fani cyklu znajdą w „Nowym koszmarze Wesa Cravena” wiele świetnych odniesień do poprzednich filmów, zwłaszcza do legendarnej „jedynki”. Już sama scena początkowa to oczko puszczone do widza – jest niemal identyczna, jak ta otwierająca pierwszy film. Napisy końcowe zdradzają, że Freddy Krueger „zagrał siebie”, podobnie jak Langenkamp i sam Englund, który pojawia się w małej roli Roberta Englunda, odtwórcy roli Freddy’ego. On też, podobnie jak większość ekipy pracująca przy kultowym cyklu Cravena, ma koszmary i maluje sugestywne obrazy, w których Freddy morduje nastolatki o zdeformowanych, wykrzywionych twarzach. Fani reżysera zauważą też na pewno, że w jednej ze scen opowiada o następnym filmie, wyprodukowanym przez niego, świetnym „Władcy życzeń” z 1997 roku. Widać, że już wtedy rajcował go pomysł nieśmiertelnego zła, które przenika do naszego świata.

fot. kadr z filmu

Fikołek intelektualny

„Nowy koszmar Wesa Cravena” do kin wszedł w 1994 roku, dziesięć lat po premierze oryginalnego „Koszmaru z ulicy Wiązów”. Zebrał niezłe recenzje, film chwalono głównie za wniesienie powiewu świeżości do pokrytej patyną serii i świetne efekty specjalne. Siódma część cyklu kosztowała osiem milionów dolarów, zarobiła ich niemal 20. Zdobyła też trzy nominacje do prestiżowych Saturnów i cóż – jest jednym z najciekawszych horrorów lat 90.

fot. kadr z filmu

Po 25 latach od premiery widać, że Craven dokonał rzeczy przełomowej i stworzył meta-horror, w którym nie tylko cytuje siebie, ale też dorobek amerykańskiego kina grozy. Komentuje też zjadliwie nasze uwielbienie dla morderców i makabry. Tylko dzięki nam Freddy Krueger, zabójca dzieci i morderca mordujący nastolatki we śnie, mógł wystąpić w sześciu filmach i siódmym, opowiadającym o procesie ich powstawania. To my daliśmy mu siłę, aby mógł przeniknąć do naszej rzeczywistości.

Film możecie obejrzeć m.in. na DVD – film został wydany w Polsce, albo na Amazonie, na której to platformie znajdziecie całą serię. Wes Craven wyreżyserował część pierwszą i finałowy film z 1994 r.