fot. Vitagraph Films

„Bubba Ho-Tep”. Perła w filmografii Bruce’a Campbella

Elvis żyje i ma się dobrze. W pewnym sensie. Nie rezyduje już w Las Vegas, tylko w domu opieki. Jest zgorzkniały, tęskni za dawną sławą i żałuje błędu, który popełnił gdy był u szczytu sławy. Zatrudnił bowiem sobowtóra i to właśnie ten sobowtór zszedł na sedesie w 1977 roku. Nikt mu oczywiście nie wierzy, mimo że król nie zrezygnował bynajmniej ze swoich krzykliwych spodni i niepowtarzalnego stylu.

Dni upływają Elvisowi na pluciu jadem, wygłaszaniu sarkastycznych komentarzy i ponurych rozważaniach na temat życia i śmierci, których analogiami często są problemy z erekcją i wypróżnianiem.

Elvis ma w domu starców jednego przyjaciela, z którym przemierza korytarze wsparty na balkoniku. Czarnoskóry staruszek twierdzi, że jest tak naprawdę zamordowanym prezydentem, Johnem Kennedym i choć wydaje się to grubymi nićmi szyte, Elvis przyjmuje to za fakt. W końcu jego opowieść o sobowtórze również ma kilka luk.

fot. kadr z filmu

Elvisa zagrał Bruce Campbell, najsłynniejszy aktor klasy B świata, gwiazda serii „Martwe zło”, ikona campu i przede wszystkim – obdarzona niezwykłą charyzmą ikona epoki VHS. Trudno sobie wyobrazić, by ktoś inny miał zagrać główną rolę w „Bubba Ho-Tep”, filmie z 2002 roku, który powstał na podstawie noweli napisanej przez  Joe R. Lansdale’a.

Jeśli jednak spodziewacie się smętnej opowieści o dwóch staruszkach żyjących w świecie urojeń, to się rozczarujecie. „Bubba Ho-Tep” to czarna komedia i horror w jednym. Okazuje się bowiem, że w domu starców w tajemniczych okolicznościach giną staruszkowie. Ktoś wysysa im dusze przez…odbyt. To starożytna, egipska mumia i tylko Elvis Presley wraz z Kennedym mogą ją powstrzymać. Brzmi idiotycznie? Być może. Ale „Bubba Ho-Tep” to film zdumiewająco inteligentny i bardzo melancholijny. To starość jest w nim najstraszniejszym potworem.

fot. kadr z filmu

Film wyreżyserował Don Coscarelli, który na koncie ma m.in. „Władcę zwierząt” i trzy sequele „Morderczych kuleczek”. Jego „Bubba Ho-Tep” zdobył nominację dla najlepszego horroru roku. Film wyróżniła Międzynarodowa Gildia Horroru. I trudno się dziwić – ze świecą szukać oryginalniejszego scenariusza w 2002 roku. Bruce Campbell jako zniedołężniały Król z siwymi bokobrodami, w obcisłych dzwonach przechodzi sam siebie. Szarżuje i pokazuje, że mainstreamowe Hollywood popełniło wielki błąd nie stawiając na niego tuż po serii „Martwe zło”.

U boku Cambpella, na ekranie zobaczycie też m.in. Ossiego Davisa. Davis znany jest ze swoich ról w „Bastionie” i „Kliencie”. Jako Kennedy dzielnie dotrzymuje kroku Campbellowi, a przyznajmy szczerze – nie jest to łatwe.

„Bubba Ho-Tep” powstał w 30 dni. kosztował milion dolarów, zarobił 1 milion 200 tys. dolców, z ledwością się więc zwrócił. Krytykom jednak się podobał, podobnie jak publiczności. Do tego stopnia, że przez jakiś czas planowano nawet sequel, ale ostatecznie – nic z tego nie wyszło. Może to i lepiej. Dzięki temu „Bubba Ho-Tep” jest jedyną w swoim rodzaju perłą.