„Noc komety”. Automaty do gier, zombi i feminizm

O tym, że Regina, główna bohaterka “Nocy komety” (“Night of the Comet”) jest najfajniejszą ekranową spryciarą lat 80. dowiadujemy się już w pierwszych scenach. Wkurzona, poirytowana, ze zmarszczonymi brwiami łoi w gry na automatach w rozchełstanym stroju kinowej bileterki. Jak przystało na uosabiającą istotę coolu kobiecą postać – pracuje w kinie, ma obłędną trwałą i charakterek. W dodatku sypia z kolegą z pracy, tworzy z siostrą front przeciwko wrednej macosze. Na pierwszy rzut oka typowa dziewczyna z doliny, prawda? Szybko okaże się jednak, że losy świata zależą od tej pyskatej nastolatki ze słabością do broni palnej.  
Bo kiedy Regina obmacuje się pod śpiworem z kolegą, w kinowej sali projekcyjnej, nad światem przelatuje kometa, która miliony lat wcześniej doprowadziła do zagłady dinozaurów. Tuż przed zjawiskiem, które wybije do nogi większość ludzkości, kilkoro naukowców kryje się w schronie, przeczuwając koniec świata. Reszta populacji zamienia się w czerwony pył, który o poranku wiatr rozwieje na cztery strony świata.

fot. kadr z filmu

Po ludzkiej rasie zostaną tylko ubrania, wciąż grające płyty i zalatujące spalenizną wypieki, których już nikt nie wyjmie z piekarnika. Przy życiu pozostają tylko Reg i jej siostra, Sam. Czy na pewno? I czy naprawdę chcą poznać wszystkich ocalałych?  
Początkowo przygnębione odejściem najbliższych szukają kontaktu z innymi ocalałymi, dość szybko jednak porzucają żałobę i zaczynają korzystać z tego, co pozostawiła im cywilizacja: galerii handlowych, porzuconych samochodów, wolności. Przyjdzie im stoczyć walkę z zombi-kanibalami i rządowymi naukowcami knującymi za ich plecami dla własnych celów. Pokłócą się też o ostatniego faceta na ziemi, podniosą się jednak po tym i postanowią przetrwać.  

fot. kadr z filmu

Regina, królowa lat 80.

“Noc komety” z 1984 r. to film Thoma Eberhardta, faceta od świetnej komedii “Po kłębku do nitki” (o Sherlocku Holmesie idiocie) i fajnego “Kapitana Rona” z Kurtem Russellem. Eberhardt napisał też scenariusz “Nocy komety”, a wymyślając postaci i poszczególne sceny zapisał się na zawsze w historii kina lat 80. “Noc komety” to kultowa perełka, wyjątkowa pozycja gatunku kina post-apokaliptycznego. Bohaterkami są tu dwie, pełne entuzjazmu i woli walki nastolatki, które śmieją się niebezpieczeństwu w twarz, a zagładę ludzkości przyjmują bez mrugnięcia powieką, tak jak przyjęłyby wiadomość o kartkówce z matematyki, albo tym, że chłopak jednak zaprosił inną dziewczynę na studniówkę.  

fot. kadr z filmu

Żująca energicznie gumę Sam, która zabija zombi w stroju czirliderki, a informację o swojej śmierci nazywa “przesadzoną”, to postać świetnie napisana, o dużym ładunku komediowym. “Noc komety” to jednak film Reg, a właściwie grającej ją Cathrine Mary Stewart. To ona stworzyła bohaterkę, z którą do dziś utożsamiają się miliony dziewcząt, postać-wzór do naśladowania, wyluzowaną spryciarę z niesamowitą fryzurą i kilkoma onelinerami w zanadrzu. 35 lat po premierze “Nocy komety” Reg wciąż śmieszy i zachwyca. Film ma też silny, feministyczny wydźwięk. To dziewczyny są w filmie Eberhardta sprytniejsze, bardziej wyszczekane. Świetnie radzą sobie w przerażającej rzeczywistości.  

fot. kadr z filmu

Co zrobicie, jeśli świat się skończy?

Thom Eberhardt przed napisaniem scenariusza „Nocy komety” konsultował się z nastolatkami. Co by zrobiły, gdyby świat nagle się skończył? Jak wykorzystałyby to, że są jedynymi żyjącymi ludźmi na Ziemi? Czy brakowałoby im randek? Uzbrojony w materiał z terenu napisał skrypt do jednego z fajniejszych filmów lat osiemdziesiątych.  
Krytycy byli wobec „Nocy komety” bardzo przychylni. Pisali, że prowokuje do myślenia, film jest nowatorski i oryginalny, a jego zakończenie jest błyskotliwe i wspaniale podsumowuje ludzką mentalność.

fot. kadr z filmu

Widzowie się z nimi zgadzali – przy budżecie 700 tys. dolarów „Noc komety” zarobiła niemal 15 mln dol. Dziś jest filmem kultowym, nie wspominając o tym, że zainspirował Jossa Whedona – twórcę filmu i serialu „Buffy: Postrach wampirów”, bo to Reg była pierwowzorem pyskatej zabójczyni krwiopijców. Gdyby nie Catherine Mary Stewart, nigdy nie poznalibyśmy Buffy Summers. Warto o tym pamiętać. 
Główne role w „Nocy komety” grają Catherine Mary Stewart i Kelli Maroney. Stewart była w 1984 r. wschodzącą gwiazdą. I to nie tylko za sprawą niezwykłej urody. Pochodząca z Kanady aktorka przed „Nocą komety” zagrała kilka ról, m.in. w „Ostatnim gwiezdnym wojowniku”. Wcześniej wystąpiła w tragicznym, ale fascynującym musicalu „The Apple”, który wyprodukowany został przez legendarną wylęgarnię złych filmów, wytwórnię Cannon.

fot. kadr z filmu

Stewart radziła sobie całkiem nieźle aż do lat 90. Pojawiła się w fajnym postapo „Świat oszalał”, „Weekendzie u Berniego” i telewizyjnej adaptacji „Wilka morskiego” Jacka Londona. Wciąż gra i spotyka się z fanami, choć jej filmów próżno dziś szukać na ekranach kin. Podobnie potoczyły się losy Kelli Marnoey, która w latach osiemdziesiątych zagrała w kilku kultowych filmach klasy B. („Słudzy ciemności”, „Roboty śmierci”), ale większej kariery nie zrobiła.