Kickboxer, 1989, fot. Cannon Films

„Kickboxer”. Jean-Claude Van Damme, Sasha Mitchell i inni

Wytwórnia filmowa Cannon Films miała nosa, bo zaplanowała premierę „Kickboxera” na weekend po Święcie pracy, który każde wielkie studio omija szerokim łukiem. Dzięki temu, „Kickboxer” w dwa dni stał się jednym z najlepiej zarabiających filmów w Stanach Zjednoczonych –  kosztował niecałe trzy miliony dolarów, a już w pierwszy weekend wyświetlania zarobił niemal pięć milionów. Dziś mówi się o pięćdziesięciu milionach dolarów zysku na całym świecie.

Cannon Films to fenomen, który szerzej opisywałam w osobnym tekście. Legendarna wytwórnia lat 80. odpowiada za większość kultowych hitów ery VHS i to właśnie na nią spłynął splendor odkrycia Jean-Claude Van Damme’a, który zadebiutował na ekranie w w wydanym przez Cannona „Krwawym sporcie”. Flagową gwiazdą wytwórni był w latach 80. Chuck Norris i to właśnie on początkowo miał zagrać boskiego Kurta Sloana, ale szef Cannona, Menahem Golan kupił prawa specjalnie dla pewnego Belga, dlatego Norris musiał obejść się smakiem.

KICKBOXER, Michel Qissi, Jean-Claude Van Damme, 1989, (c)Cannon Films

„Kickboxer” to prosta ja drut opowieść o zemście ze sztukami walki w tle, czy też raczej – opowieść o sztukach walki z wątkiem zemsty. Eric Sloane (były mistrz kickboxingu, Dennis Alexio) to nieco arogancki mistrz sztuk walki, który wygrywa walkę za walką i wydaje mu się, że jest niepokonany. Zadufany w sobie postanawia udowodnić, że nie ma sobie równych i przyjmuje wyzwanie z Tajlandii, gdzie organizowane są nielegalne, okrutne turnieje, których królem jest zwalisty Tong Po. Wraz z Ericiem do Bangkoku jedzie jego młodszy brat, sympatyczny, choć niezbyt rozgarnięty Kurt (Jean-Claude Van Damme), który pstryka zdjęcia na prawo i lewo i jest bardzo zadowolony z wakacji.

Do czasu, kiedy Eric zostanie na ringu znokautowany przez Tong Po, a w skutek dotkliwego pobicia – na resztę życia przykuty do wózka. W Kurcie obudzi się wtedy głęboko skrywana żądza walki i zapragnie pomścić brata. W tym celu uda się do ekscentrycznego, wypowiadającego sympatyczne truizmy starego mistrza, który nauczy go prawdziwego tajskiego boksu: bezlitosnego, szybkiego i pozbawionego zasad.

KICKBOXER, Jean-Claude Van Damme (l.), Michel Qissi, 1989, (c)Cannon Films

Nie obejdzie się rzecz jasna bez wątku romansowego (bratanica mistrza), chwil zwątpienia (ale bardzo krótkich – film ma 90 minut) i malowniczych krajobrazów („Kickboxera” kręcono w Tajlandii). Ostateczne stracie Kurta z Tong Po na pewno spodoba się wielbicielom kina kopanego, zwłaszcza, że to Jean-Claude Van Damme odpowiadał za choreografię i reżyserię scen walki. Cannon Films często oddawał stołek reżyserski w mało doświadczone ręce i nie inaczej było w przypadku „Kickboxera”, którego do spółki wyreżyserowali Mark DiSalle i David Worth.

Pierwszy z nich oprócz „Kickboxera” na koncie ma jeszcze tylko jeden film – „Niezawodną obronę” z Jeffem Speakmanem. Drugi – wsiąkł w kino kopane lat 80. i 90. i często pracował z jego legendami – np. Cynthią Rothrock i Michaelem Dudikoffem, ostatnio wyreżyserował też kilka filmów o morderczych rekinach.

KICKBOXER, Michel Qissi, 1989, (c)Cannon Films

„Kickboxer” był sukcesem kasowym i nie tylko – film Cannona stał się jednym z najbardziej kultowych filmów lat 80. i nikomu nie przeszkadzało ani to, że jest fatalnie zagrany, ani tym bardziej – że jest kompletnie niedorzeczny. Zresztą, filmów kultowych nie ocenia się przez pryzmat tego, czy są dobre, prawda?

Producenci chyba też wyszli z tego założenia, bo już dwa lata później, w 1991 roku wypożyczalnie VHS podbijał „Kickboxer 2: Godziny zemsty”, który to film wyszedł spod chwiejnej ręki Alberta Pyuna, kolejną legendę Cannona. Sequel jednak nie odniósł sukcesu kasowego, niespecjalnie też spodobał się fanom oryginału.

Pewnie podobałby im się bardziej, gdyby grał w nim Jean-Claude Van Damme, aktor był już jednak w 1991 roku zajęty budowaniem kariery międzynarodowej gwiazdy, odpuścił więc sobie „Kickboxera 2”, a zastąpił go na ekranie mniej charyzmatyczny Sasha Mitchell, który rok później wrócił w części trzeciej, a w 1994 roku – czwartej. W 1995 roku na rynek wideo trafiła część piąta, która z serią wspólny miała jedynie tytuł. Główną rolę zagrał w nim Mark Dacascos, wtedy rodząca się legenda filmowej kopaniny.

Van Damme zignorował kolejne sequele, ale zgodził się na występ w remake’u „Kickboxera”, który do kin trafił w 2016 roku i już doczekał się kontynuacji. Gwiazdor nie gra już głównego bohatera – wciela się w mistrza, który uczy Kurta jak się bić. Na ekranie towarzyszą mu m.in. Christopher Lambert, Mike Tyson i Dave Bautista. I choć budżet nowych „Kickboxerów” robi wrażenie, to jednak filmom czegoś wyraźnie brakuje. Chyba duszy i tej silnej wiary obsady i twórców, że opowiadają historię, którą warto opowiedzieć. A nie po prostu opowieść o facetach, którzy lubią się kopać po goleniach.