„Kobieta-Demolka”. Mokry sen fanów kina kultowego

Kogo tu nie ma! Jest Heather Langenkamp, są Bruce Campbell i Bruce Abbott, jest Richard Grieco i kilkanaście innych twarzy doskonale znanych fanom produkcji klasy B, które w latach 80. triumfowały w wypożyczalniach VHS. Film „Kobieta-Demolka” Roberta Kurtzmana powstał znacznie później, bo w 1995 roku, ale zręcznie nawiązuje do takich hitów jak „RoboCop”, „Nikita” i „Re-Animator”, choć momentami Kurtzmanowi brakuje wyczucia, a scenariuszowi – wdzięku. W połowie lat 90. na zabawę konwencją kina ery VHS było jeszcze nieco za wcześnie, dlatego „Kobieta-Demolka” została zaklasyfikowana jako gniot.

DEMOLITIONIST, Nicole Eggert, 1995

Dziś wydawana jest z odświeżonym obrazem w jakości Blu-ray jako pozycja kultowa. I już pierwsza scena powinna odpowiedzieć nam na pytanie: dlaczego? W sekwencji otwierającej film, dwóch skazańców siedzi bowiem w celi i z godnością czeka na wykonanie wyroku śmierci. Jeden z nich czyta magazyn „Fangoria”, na którego okładce widać twarz Heather Langenkamp, czyli Nancy z „Koszmaru z ulicy Wiązów”. Chwilę później sama Langenkamp uśmiecha się z ekranu więziennego telewizora. Jako prezenterka tłumaczy widzom, co zaraz stanie się ze skazańcami, których przed chwilą poznaliśmy. Jednego z nich gra Richard Grieco, niegdyś bożyszcze nastolatek i Booker z „22 Jump Street”, dziś wypalony aktor klasy Z, który sięgnął dna występując jako Loki w „Thorze wszechmogącym”.

Fabuła „Kobiety-Demolki” jest prosta i dość wtórna. Mamy niedaleką przyszłość, a na ulicach wielkiej metropolii rządzą bracia Burne (to ci z celi), którym udało się umknąć tuż przed egzekucją i teraz postanawiają terroryzować niewinnych mieszkańców wraz z członkami swego gangu motocyklowego. Alyssa, młoda policyjna agentka, która pod przykrywką przenika do towarzystwa braci, zostaje przez nich zdemaskowana i skatowana na śmierć. Ale policyjni technicy nie pozwalają jej umrzeć i robią z niej maszynę do zabijania – biochemiczną, seksowną i śmiercionośną. Alyssa staje się Kobietą-Demolką, która nie tylko będzie musiała pokonać braci Burne, ale też – korupcję, która zapanowała na najwyższych szczeblach władzy. Odbędzie się to przy akompaniamencie licznych wybuchów i wystrzałów, ale widowiskowych scen akcji raczej się nie spodziewajcie – „Kobieta-Demolka” to film, który kosztował zaledwie milion dolarów. Więc i tak wygląda naprawdę nieźle.

fot. Two Moon Releasing

Największą przyjemność sprawiało mi podczas seansu rozpoznawanie znanych mi z innych kultowych filmów twarzy. Bruce’a Campbella nikomu przedstawiać nie trzeba, ale na wszelki wypadek nie mrugajcie w czasie oglądania „Kobiety-Demolki”, to nie umknie wam jego epizod. Bruce Abbott to przecież Dan z „Re-Animatorów”, a grają tu też m.in. Tom Savini (Seks Maszyna z „Od zmierzchu do świtu”), Susan Tyrrell („Beksa”), Sarah Douglas (Ursa z „Supermanów”, Królowa Taramis z „Conana Niszczyciela”) i Dan Hicks („Martwe zło 2”, „Intruz”). Rolę Alyssy dostała niestety nieco drewniana Nicole Eggert, w 1995 roku najbardziej znana ze swojej roli w „Słonecznym patrolu”.

fot. Two Moon Releasing

„Kobieta-Demolka” to reżyserski debiut Roberta Kurtzmana, człowieka, który dwa lata później nakręcił „Władcę życzeń”. W historii kina Kurtzman zapisał się m.in. jako pierwsza osoba, która zapłaciła Quentinowi Tarantino za napisanie scenariusza. Chodzi o „Od zmierzchu do świtu”, naskrobane przez Tarantino na podstawie opowiadania Kurtzmana, w którym kino akcji miksowało się z historią o wampirach. To człowiek-orkiestra, który może i wyreżyserował kilka filmów, ale w Hollywood najbardziej ceniony jest za rewelacyjną charakteryzację i efekty specjalne.
„Kobieta-Demolka” nie zrobiła na krytykach dobrego wrażenia. Wyglądała tanio i brakowało jej satyrycznego zacięcia, które tak dobrze zrobiło „RoboCopowi”. Dziś nadal wygląda tanio, ale ma niezaprzeczalny wdzięk kina klasy B, które Kurtzman świetnie rozumiał. Jeśli chce wam się przymykać oko na niedociągnięcia fabuły i oczywiste zapożyczenia, obejrzyjcie, a nie pożałujecie.