„Moce ciemności”. Ostatni film wytwórni Cannon

Ale za to jaki rozkoszny. Zacznijmy od tego, że w piekle nie dzieje się najlepiej. Szatan musi mieć poważne kłopoty kadrowe, skoro jego pomocników tak łatwo powalić kopniakiem w stylu Chucka Norrisa i wysłać do innego wymiaru jednym celnym rzutem. No ale, kiedy głównego bohatera gra Chuck Norris, nawet mocne ciemności muszą mu ustąpić.
„Moce ciemności” to ostatni film legendarnej wytwórni Cannon Films tuż przed spektakularnym bankructwem. Nakręcono go niemal w całości w Izraelu, ojczyźnie właścicieli studia, Menahema Golana i Yorama Globusa. Film zaczyna się sceną, która rozgrywa się w czasie panowania Ryszarda Lwie Serce. Oto grupka śmiałków z królem na czele wyrusza w Ziemi Świętej na niebezpieczna misję.

Muszą pokonać i unieszkodliwić demona Prosatanosa, który ma lekkiego zeza i zaniedbane paznokcie. To oczywiście im się udaje, demon zostaje zatrzaśnięty w grobowcu na kilkaset lat, a jego atrybut, szatańskie berło – zniszczone i podzielone na dziewięć kawałków, które dziewięciu świętych mężów zabiera ze sobą na dziewięć stron świata i przyrzeka strzec. Przez blisko siedem stuleci Prosatanos siedzi cicho, dopóki w latach 50. XX wieku dwóch złodziejaszków nie włamie się do jego ponurego grobowca i go nie uwolni.

Szybko przenosimy się do 1994 roku. Na ulicach Chicago o sprawiedliwość dba dwóch gliniarzy – Chuck No…to jest Frank Shatter i jego kumpel Calvin Jackson. Chemia między bohaterami miała być w założeniu zapewne podobna do tej z „Zabójczej broni”, ale Chuck to nie Mel, a nikomu nieznany Calvin Levels to nie Danny Glover. Dialogi są fatalne, żarty infantylne, dlatego czasami można mieć za złe bohaterom, że w ogóle się odzywają. W każdym razie, Chicago wstrząsa seria brutalnych morderstw, za którymi stoi oczywiście Prosatanos szukający kolejnych części swego demonicznego berła. Shatter i Jackson prowadzą jedną z tych spraw, a wszystkie tropy wiodą ich do Izraela, w którym postanawiają nie tylko znaleźć sprawdzę zbrodni, ale też nauczyć izraelską policję „jak to się robi w Chicago”. Merytoryczną pomocą posłuży im atrakcyjna pani doktor, Leslie, która wie co nieco o antykach, a w całej sprawie ma do odegrania zwłaszcza poważniejszą rolę.

„Moce ciemności” to idealne guilty pleasure, które przez 90 minut można obśmiewać do woli. Nic się tu nie trzyma kupy, ale wielbicielom gniotów z Norrisem nie powinno to raczej przeszkadzać. Film jego brata, Aarona Norrisa, to ostatni film Chucka zrobiony dla Cannon Films i ostatni film w historii tej legendarnej wytwórni. Chuck Norris był w 1994 roku na szczycie popularności nie tylko dzięki swoim filmom akcji, ale też bardzo popularnemu (również w Polsce!) serialowi „Strażnik Teksasu”. Zresztą oczytaną Leslie w „Mocach ciemności” gra Sheree J. Wilson, serialowa żona Norrisa w „Strażniku Teksasu”. Rolę Prosatanusa zagrał Christopher Neame, brytyjski aktor, którego największa popularność przypadła na lata 70. W „Mocach ciemności” mógł wykorzystać doświadczenie zebrane na planach filmów wytwórni Hammer, co zresztą skwapliwie uczynił, tworząc groteskową i przerysowaną postać.

Pożegnanie Cannon Films z kinem wypadło blado. Recenzenci nazwali „Moce ciemności” filmem głupawym i fatalnie zagranym. Ale czy po tej wytwórni ktokolwiek spodziewał się czegoś innego?