„Amerykański Ninja”. Michael Dudikoff w legendarnym filmie

„Amerykański ninja” to jeden z najsłynniejszych filmów akcji ery VHS. A wyreżyserował go facet, który urodził się w… Wałbrzychu.

Michael Dudikoff w latach 80. był Jamesem Deanem kina kopanego: postawny, przystojny i charyzmatyczny szybko wyrósł na nową gwiazdę filmów akcji. I przez resztę życia nie mógł się z nich wyrwać. 

fot. kadr z flmu

Michael Dudikoff to „Amerykański ninja”

Dudikoff miał ambicje i chciał zrobić karierę. Początki miał skromne, ale już w 1985 roku zagrał u Alberta Pyuna w świetnych „Radioaktywnych snach”, a wcześniej występował u boku Toma Hanksa w „Wieczorze kawalerskim”. W 1985 roku do kin wszedł też „Amerykański ninja”, który na zawsze wepchnął Dudikoffa do szufladki, w której kisi się do dziś (razem z Chuckiem Norrisem, Lorenzo Lamasem i Stevenem Seagalem).

Uśmiechem losu i jednocześnie przekleństwem dla Dudikoffa była wytwórnia Cannon Films – legenda rynku wideo, która w latach 80. zapełniła półki wypożyczalni nieśmiertelnymi hitami takimi jak „Cyborg”, „Cobra”, „Władcy wszechświata” i „Krwawy sport”. To szefowie Cannona odkryli Jean-Claude’a Van Damme’a i to oni przedstawili szerszej publiczności Dudikoffa .Kłopot w tym, że nie mieli specjalnego pomysłu na jego karierę, masowo produkowali za to tanie akcyjniaki. Pakowali więc Dudikoffa do większości z nich, o czym rozgoryczony aktor opowiada twórcom dokumentu „Electric Boogaloo: The Wild, Untold Story of Cannon Films”.

fot. kadr z filmu

Nie da się jednak ukryć, że „Amerykański ninja” unieśmiertelnił Dudikoffa. Film to kultowy klasyk nie tylko w USA, ale też w Polsce. Rozgorączkowani polscy widzowie wręcz wyrywali sobie pudełka z filmem w wypożyczalniach VHS. Potem mogli jeszcze oglądać Dudikoffa na ekranie telewizora, bo „Amerykański ninja” dość często gościł na antenie stacji Polsat.

Ninja z uśmieszkiem Jamesa Deana

Fabuła filmu jest dość pretekstowa. Akcja toczy się na Filipinach, po których z nieobecnym wzrokiem snuje się Joe Armstrong, cierpiący na amnezję amerykański żołnierz (od niedawna – miał wybór więzienie albo służba wojskowa), przystojniak skrywający mroczną tajemnicę i od czasu do czasu popisujący się znajomością sztuk walki. Joe to trochę bohater westernu w stylu Johna Wayne’a, a trochę „Buntownik bez powodu”. Spora w tym zasługa Dudikoffa, który bardzo poważnie podszedł do swojej roli.

Pomijając już szczegóły, Joe wypowie wojnę panoszącym się po wyspie najemnikom, którzy biegli są w sztukach walki, ale nie tak biegli jak Joe, więc już na wstępie skazani są na porażkę.

fot. kadr z filmu

Film wyreżyserował urodziny w Wałbrzychu Sam Firstenberg, który stworzył dla Cannona kilkanaście kultowych akcyjniaków, w tym cztery z „ninją” w tytule. Podobno Dudikoff niewiele wiedział o sztukach walki przed filmem „Amerykański ninja”, ale Firstenberg i tak wybrał go spośród 2000 kandydatów. Panowie pracowali razem jeszcze dwukrotnie – przy drugiej części filmu, no i przy „Sile pomsty”, kolejnym kultowym filmie akcji.

„Amerykański ninja” wraca. I to cztery razy

„Amerykański ninja” kosztował Cannona skromny milion dolarów, a przyniósł wytwórni ponad 10 milionów dolarów zysku. Powstanie kolejnych części było więc pewne. Cannon szybko zabrał się do roboty i już w 1987 roku rynek wideo podbiła druga część filmu, w którym Joe Armstrong bezszelestnie zadaje śmierć – tym razem na Karaibach. Trzecia część powstała dwa lata później, ale Dudikoff nie chciał w niej grać. Aktor po pierwsze bał się, że wypali się w kinie akcji, a po drugie z pobudek ideologicznych nie chciał kręcić filmu w Afryce Południowej – był zagorzałym przeciwnikiem apartheidu i tamtejszego rządu.

Gwiazdą „trójki” został więc David Bradley, który przez całe życie próbował bezskutecznie zasłużyć na miano gwiazdy kina akcji, a zwykle po prostu kopał ile wlezie w kolejnych częściach hitowych serii. 

Dudikoff rozdaje karty

Dudikoff powrócił w części czwartej, w 1990 roku. Tym razem rozdawał ciosy do spółki z Bradleyem, choć nie obyło się bez problemów. To Bradley zaproponował producentom, aby zdecydowali się wpakować jego i Dudikoffa do jednego filmu. Szybko jednak tego pożałował, bo gwiazda oryginalnego „Amerykańskiego ninja” nie tylko skradła mu show, ale wręcz zażądała, aby to jego Armstrong uratował wszystkich i został na ekranie ukazany jako znacznie lepszy i bieglejszy w sztukach walki wojownik od bohatera Bradleya.

fot. kadr z filmu

Powstał jeszcze piąty film, ale już bardzo luźno powiązany z całą serią. Dudikoff już nigdy nie wrócił jako Joe Armstrong. Lata 90. spędził próbując wyrwać się jakoś z kina akcji, ale bez powodzenia. Jego znakiem rozpoznawczym według portalu IMDB (największej internetowej bazy filmowej na świecie) jest to, że „zwykle gra głównych bohaterów w niskobudżetowym kinie akcji”.