„Wojownik gwiazdy północy”. Kosztowny kicz, który zasługuje na więcej

„Wojownik gwiazdy północy” z 1995 roku to kaszana, ale bardzo sprawnie zrealizowana. Film Tony’ego Randela kosztował prawie 7 milionów dolarów, co widać gołym okiem. Scenografia, kostiumy, zdjęcia i muzyka robią wrażenie. Produkcja z powodzeniem mogłaby być pokazywana w kinach, ostatecznie jednak trafiła bezpośrednio do wypożyczalni VHS i tam została zapomniana. Dziwne, bo na tle innych produkcji ery wypożyczalni wideo wyróżnia się nie tylko niezłą realizacją, ale też – dość imponującą obsadą.


Mamy tu więc Malcolma McDowella, który może nie jest najbardziej wybredny jeśli chodzi o role, ale nawet w najgorszych szrotach filmowych trzyma poziom. Mamy Chrisa Penna, brata Seana, aktora znanego m.in. z „Wściekłych psów” i „Prawdziwego romansu”. Mamy charyzmatycznego (to chyba najlepsza rola w filmie) Costasa Mandylora w roli Nemezis głównego bohatera. Jest tu też znany z „Hooka” Dante Basco. No i w tytułowej roli – Gary Daniels, bez którego ten film byłby znacznie lepszy.

Problem z Danielsem jest taki, że nie umie grać. Zupełnie. Brytyjski profesjonalny kickboxer przekwalifikował się na aktora w połowie lat 80. dzięki rólce w „Policjantach z Miami” i od tamtej pory regularnie grywa w kinie akcji z nieco niższej półki. Daniels to niestety aktorskie drewno, swoje kwestie wypowiada z pewnym zaskoczeniem, jakby sam dopiero je poznawał, jednocześnie z widzami. Jego główną sztuczką aktorską jest wytrzeszcz oczu, który stosuje stale i przez to sceny, które winny być dramatyczne, są zwyczajnie groteskowe. W dodatku, ze swoją brytyjską aparycją wciela się w Kenshiro, samotnego wojownika przemierzającego postapokaliptyczny świat, co niestety nieco kłoci się z oryginałem.

Kenshiro to bohater popularnej i nagradzanej w latach 80. mangi, która została kilkakrotnie zekranizowana już wówczas, w postaci pełnometrażowej animacji z 1986 roku i kilku seriali. W 1995 roku nikt się jeszcze nie przejmował tym, że do roli protagonisty mangi wypada zatrudnić aktora azjatyckiego pochodzenia. Właściwie – żaden z bohaterów pierwszoplanowych nie spełnia tego warunku. Daniels pochodzi z Wielkiej Brytanii, podobnie jak McDowell, Mandylor to Australijczyk greckiego pochodzenia, a jedyna główna bohaterka grana przez aktorkę z Azji to Julia, ukochana Kenshiro, w którą wcieliła się Isako Washio, dla której „Wojownik gwiazdy północy” był jedynym hollywoodzkim filmem w dorobku.

Akcja filmu Randela toczy się w postapokaliptycznym świecie, w którym ludzkość walczy o przetrwanie tuż po III wojnie światowej. Woda jest tu niezwykle cenna, w przeciwieństwie do ludzkiego życia. Światem żądzą dwa zakony wojowników, które – jak każe tradycja – nigdy ze sobą nie walczą. Tę zasadę łamie Shin (Mandylora), który pragnie stać się najpotężniejszym człowiekiem na świecie i z tego powodu już w pierwszych minutach filmu morduje granego przez McDowella Ryukena. Ale na tym nie poprzestaje. Szuka dawnego przyjaciela i towarzysza broni, Kenshiro, który po śmierci mistrza jest jego naturalnym następcą. Znajduje go wraz z jego ukochaną, Julią. Shin postanawia więc nie tylko zabić Kenshiro, ale też – odebrać mu kobietę, w której sam od lat kocha się bez wzajemności. Mijają lata. Okazuje się, że pozostawiony śmierci Kenshiro wcale nie umarł. I że właśnie wrócił, aby wyrównać rachunki.

Brzmi nieźle, prawda? Cóż, gdyby nie Daniels, „Wojownika gwiazdy północy” naprawdę oglądałoby się z przyjemnością. Dla mnie ten film stoi nieco wyżej od „Cyborga”, choć muszę przyznać, że chyba tylko dzięki walorom estetycznym.
Nie da się ukryć, że anime z lat 80. lepiej oddaje klimat mrocznej mangi. Amerykanie w połowie lat 90. nie do końca wiedzieli, jak zabierać się za ekranizacje japońskich komiksów, co widać nie tylko w „Wojowniku…”, ale też np. w „Wybranym” z 1995 roku.

 


Randel po „Wojowniku gwiazdy północy” pracował jeszcze przy „Inwazji grzechotników” i serialowych „Power Rangers”. Niedawno sprzymierzył się z odrzuconym przez Hollywood już na dobre Jimem Wynorskim i razem produkują taśmowo kolejne przygody dzielnego psa, np. w kosmosie. Gary Daniels uważa rolę Kenshiro za swoje szczytowe osiągnięcie (nadał swojemu synowi imię po tym bohaterze) i wciąż niestrudzenie gra w kolejnych filmach akcji. Mandylor nieźle radzi sobie w Hollywood i gra w kilku filmach rocznie, znany jest też z serii horrorów „Piła”. McDowell, cóż. To McDowell. „Wojownik gwiazdy północy” na pewno nie był najgorszym filmem w jego dorobku.

Wszystkie zdjęcia: Overseas Group