„Preriowe opowieści”. Debiut operatorski Janusza Kamińskiego

„Preriowe opowieści” to sympatyczna antologia horroru składająca się z czterech opowieści. Ten nakręcony na początku lat 90. niezależny horror niespecjalnie przeraża, ale ma fajny, ponury klimacik i sporo autoironii. Duża w tym zasługa grającego jedną z głównych ról Brada Dourifa. I westernowego otoczenia, bo „Preriowe opowieści” rozgrywają się głównie przy ognisku, gdzieś na pustkowiu na Dzikim Zachodzie. To film z nurtu weird west, a więc hybryda westernu z innymi gatunkami, w tym wypadku kina grozy.

fot. Image Entertainment

Głównym bohaterem „Preriowych opowieści” jest grany przez Dourifa Farley, pisarz z wielkiego miasta, który stara się dotrzeć do żony opiekującej się chorą matką. Zadufany w sobie okularnik nocą trafia na samotnego wędrowca (James Earl Jones), który za kubek kawy gotów jest opowiedzieć mu kilka historii z dreszczykiem. Sceptyczny Farley godzi się na taki układ. A Dourif gra tu jedną z nielicznych w swojej karierze ról normalnego gościa, a nie opętanego żądzą mordowania maniaka.

fot. Image Entertainment

Wkrótce widz będzie musiał przyznać Farleyowi rację: opowieści wędrowca nie są straszne. Nie wzbudzają nawet niepokoju, co w przypadku antologii horroru wydaje się być niedopuszczalne. Nie da się jednak ukryć, że „Preriowe opowieści” to solidna robota i wielbiciele opowieści szkatułkowych powinni być zadowoleni.
Oprócz Dourifa i Jamesa Earla Jonesa grają tu m.in. Lisa Eichhorn („Jankesi”, „Księżyc 44”) i Michelle Joyner („Na krawędzi”, „Epidemia”).

https://www.youtube.com/watch?v=ejhLrPewqso

Krytycy zarzucali „Preriowym opowieściom”, że są nudne i nie wywołują żadnych emocji. Dla nas spore znaczenie ma to, że za zdjęcia do filmu odpowiadał tu Janusz Kamiński. I że był to jego debiut operatorski. Dziś ma na koncie dwa Oscary, ale warto rzucić okiem, jak radził sobie na początku kariery.

„Preriowe opowieści” napisał i wyreżyserował Wayne Coe, dla którego był to pierwszy i ostatni film. Coe chciał zrealizować sequel „Preriowych opowieści”, ostatecznie jednak nic z tego nie wyszło. Szkoda? Nie jestem pewna. Mam poczucie, że formuła wyczerpała się już przy pierwszym filmie.