„Wirus”. Jamie Lee Curtis nim gardzi

Jamie Lee Curtis gardzi „Wirusem”. W jednym z wywiadów gwiazda „Halloween”, „Prawdziwych kłamstw” i „Rybki zwanej Wandą” przyznała, że uważa „Wirus” za kawał filmowego śmiecia. I że ceni sobie ten film z 1999 roku tylko za to, że zawsze może wyjąć asa z rękawa, gdy koledzy po fachu chwalą się gniotami filmowymi w swojej karierze.

„Wirusa” wyreżyserował spec od efektów specjalnych, John Bruno, na podstawie komiksu z 1992 roku. Film kosztował 75 milionów dolarów i nie odrobił nawet połowy swojego budżetu. Był więc porażką nie tylko artystyczną, ale i finansową. Mimo niezłych efektów specjalnych, świetnej obsady i ciekawego, choć wtórnego pomysłu, „Wirus” w momencie premiery nie rzucił na kolana nikogo. Dziś jest pozycją kultową, choć głównie w wąskich kręgach wielbicieli kina klasy B.

„Wirus” to prosty horror sci-fi, w którym bohaterowie muszą uniknąć makabrycznej śmierci. Tym razem – na okręcie badawczym. Krytycy zwracali uwagę, że scenariusz filmu jest bardzo podobny do scenariusza mniej znanego thrillera z Bruce’em Campbellem w jednej z głównych ról. Chodzi o film „Księżycowa pułapka” z 1989 roku, z którą „Wirus” dzieli nawet jedną, bliźniaczo podobną scenę.

„Wirus” zaczyna się na rosyjskim okręcie badawczym. Grupa naukowców wysyła właśnie ekspedycję na stację kosmiczną. Ale coś idzie nie tak, jakaś kosmiczna, wrogo nastawiona do ludzkości siła przejmuje kontrolę nad okrętem (przy pomocy układów elektrycznych) i wybija załogę niemal do nogi. Przy życiu ostaje się jedynie Joanna Pacuła w roli rosyjskiej badaczki i jej mąż, kapitan statku.

Tymczasem, niedaleko, na wodach unosi się mniejszy okręt, którym dowodzi zapijaczony kapitan Everton (Donald Sutherland). Załoga traktuje go pobłażliwie, większy autorytet ma wśród niej twarda jak skała Kelly Foster (Jamie Lee Curtis), której dzielnie sekunduje przystojniak o twarzy Williama Baldwina.

Everton jest na granicy strzelenia sobie w łeb (próbuje popełnić samobójstwo w najbardziej dramatycznej scenie filmu), kiedy na radarach pojawia się rosyjski okręt z początkowych scen. Z myślą o nagrodzie za zwrócenie statku Rosjanom, śmiałkowie płyną w jego kierunku. Na miejscu okaże się, że rosyjska załoga została zdziesiątkowana, a okręt terroryzuje obca siła z kosmosu, która z maszyn i ludzkiej tkanki tworzy cyborgi. Przez głównymi bohaterami sporo bieganiny, krzyków i makabrycznych starć. Kilku z nich zostanie przerobionych na bio-roboty i nie będzie to miły widok.

Z perspektywy czasu, warto obejrzeć „Wirusa” dla naprawdę niezłych efektów specjalnych. No i naszej Joanny Pacuły, która gra tu jedną z głównych ról. „Wirus” jest jej ostatnim wysokobudżetowym, kinowym filmem.