„Cyber-strefa”. Trzeba przymknąć oko, a najlepiej oba

kinopoisk.ru

„Cyber-strefa” (org. „Droid Gunner”) to nawet wdzięczna – choć bardzo tania i nieco nieporadna – kopia „Łowcy androidów”. Niedociągnięcia fabularne i psychologiczne zostały tu zacerowane scenami erotycznymi i kobiecymi biustami, a kiepskie efekty specjalne i miejscowy brak logiki – troszkę niemrawą akcją. Największym plusem filmu Freda Olena Raya jest Marc Singer, słynny „Władca zwierząt”, który jako jedyny z całej obsady ewidentnie zdaje sobie sprawę, w czym gra i umiejętnie naśladuje Harrisona Forda na miarę kina klasy B.

Fred Olen Ray to jedna z reżyserskich i aktorskich ikon kina z niższej półki. Na koncie ma niezliczoną ilość hitów o ryzykownych tytułach, z których najbardziej znany to chyba jednak „Hollywoodzkie prostytutki uzbrojone w piły łańcuchowe”. Druga połowa lat 90. przyniosła mu pewne załamanie kariery, ale to nie przeszkodziło mu w wyreżyserowaniu niemal setki filmów, z których większość to mniej, lub bardziej zręczny miks thrillera i erotyki.

„Cyber-strefa” należy do tych bardziej zręcznych. Akcja tego uroczego sci-fi toczy się w odległej przyszłości, część USA zostało zniszczone przez trzęsienie Ziemi, a na naszej planecie panuje deficyt kobiet. Dlatego, na masową skalę produkowane są erotyczne droidy. W jednej z ludzkich enklaw powstałych po katastrofie panują surowe zasady moralne. Na zlecenie panującego tam watażki, uprowadzone zostają – przez drewnianego jak zawsze Matthiasa Huesa – cztery wyjątkowo atrakcyjne droidy. Ich tropem rusza niezłomny i ironicznie nastawiony do życia Jack Ford, łowca droidów (Singer). Pomoże mu atrakcyjna Beth (Rochelle Swanson), a na drugim planie zobaczycie m.in. Lorissę McComas, tragicznie zmarłą gwiazdkę kina B i Brinke Stevens, oryginalną „królową krzyku” z lat 80.

Ogląda się to dość przyjemnie, choć trzeba przymknąć oko, a najlepiej oba, na niedociągnięcia, których i tak przecież włączając „Cyber-strefę” się spodziewamy. Dla mnie, najmocniejszym punktem filmu był bez wątpienia Singer, aktor charyzmatyczny, bawiący się swoim wizerunkiem i dodający do filmu nieco błyskotliwego humoru. Hues wypada tu nieco blado jako porywacz droidów, który potem staje się jednak sprzymierzeńcem głównego bohatera, ale jego niezwykła ekranowa prezencja tuszuje te braki.

Na ekranie nieźle sprawuje się też Rochelle Swanson, aktorka niedoceniona i raczej zaszufladkowana w kinie erotycznym. Swanson nigdy nie udało się tak naprawdę dostać do kliki „królowych filmów klasy B”, choć miała wszystko, aby tak się stało. Karierę filmową zakończyła w 2003 roku.