„Beowulf – pogromca ciemności”. Gatunkowe kuriozum z Lambertem

Christopher Lambert odrzucił propozycję ponownego wcielenia się w boga gromu, Raidena po to, aby móc zagrać Beowulfa, bohatera epickiego, staroangielskiego poematu. I choć „Beowulf – pogromca ciemności” z 1999 roku to film fatalny, to wciąż jest lepszy – choć niewiele – od „Mortal Kombat 2: Unicestwienie”.

Wybieranie mniejszego zła weszło Lambertowi w krew mniej więcej od czasów drugiej części „Nieśmiertelnego”. Sequel kultowego filmu fantasy z  muzyką Queen nosi miano „najgorszej kontynuacji w historii kina” i choć pewnie nazywany jest tak nieco na wyrost, to jednak nie da się ukryć, że należy do szacownej grupy filmowych abominacji.

fot. IMDB

Ale nie tylko Lambert zignorował zwiastuny nieszczęścia. Grająca w „Beowulfie – pogromcy ciemności” Rhona Mitra, wspominała w jednym z wywiadów, że znajomi odradzali jej przyjęcie roli Kyry i przestrzegali przez planem zdjęciowym w Rumunii. Jeśli to nie wystarczyło, Mitra mogła jeszcze pójść po rozum do głowy słysząc, że z obiecanego przez producentów 25-milionowego budżetu, na produkcję udało się pozyskać jedynie nieco ponad trzy miliony dolarów.

fot. IMDB

Wreszcie: scenariusz staroangielskiego poematu został tu przerobiony na postapokaliptyczną sieczkę osadzoną w większości w postindustrialnym zamczysku. Podobnie jak w poemacie, terroryzuje je potwór – Grendel. Ma jednak swoje powody, a  jakie, przyjdzie odkryć Beowulfowi, twardzielowi z futurystyczną kuszą na plecach, fryzurze w kolorze tlenionego blondu i wdziękiem Lamberta. Beowulf przy okazji będzie rywalizował o względy Kyry, pięknej córki króla z dzielnym rycerzem, wygłosi kilka czerstwych onelinerów i…to by było na tyle.

fot. IMDB

Muszę uczciwie przyznać, że jak na trzymilionowy budżet, to „Beowulf – pogromca ciemności” prezentuje się nawet przyzwoicie. Oczywiście, zawdzięcza to licznym scenom, których akcja toczy się w głębokim mroku. Ale zarówno kostiumy, jak i lokacje nie przynoszą specom od ich projektowania i wynajdowania ujmy. Soundtrack filmu też jest całkiem przyzwoity, przesiąknięty elektroniką i nowoczesnymi brzmieniami, które nieźle pasują do postapokaliptycznego klimatu filmu.

Oprócz Lamberta i Mitry, która w 1999 roku znana była jeszcze jako twarz Lary Croft, w filmie „Beowulf – pogromca ciemności” grają jeszcze m.in. piękna Patricia Velasquez („Mumia”, „Mumia powraca”), Oliver Cotton („Mroczny rycerz”) oraz Layla Roberts, modelka magazynu „Playboy”, jako matka Grendela, ohydnego potwora, którego będzie musiał pokonać nasz Beowulf.

fot. IMDB

Reżyserem tego gniotka jest Graham Baker, reżyser ze skromnym, ale znaczącym dorobkiem. Do moich ulubionych grzesznych przyjemności należy jego film z 1991 roku, w którym John Stamos zagrał jedną ze swych nielicznych kinowych ról. Chodzi o głupawą komedię przygodową „Rajdowcy w akcji”. Oprócz tego, Baker ma na konice „Obcych przybyszy”, trzecią część horroru „Omen” i nagradzany debiut „Leaving Lily”.

Krytycy byli wstrząśnięci skalą porażki „Beowufa”. Szczególne wrażenie zrobiły na nich: kiepski scenariusz, leniwe aktorstwo, głupawe dialogi i kulawa akcja. Zwracali uwagę, że sam pomysł, aby Beowulf walczy z Grendelem w postindustrialnej rzeczywistości jest całkiem interesujący. A Lambert ze swoją nową fryzurą i zaciętą miną twardziela kina akcji prezentuje się na ekranie naprawdę dobrze. To jednak nie wystarczyło, aby „Beowulf – pogromca ciemności” wszedł do ligi filmów kultowych.

Dziś, mało kto pamięta o tym dziwnym dziele Bakera, które miało wyznaczyć w kinie klasy B nowe trendy, a poniosło sromotną klęskę.