„Armia Boga”. Katechizm jak komiks

Zbuntowany anioł Gabriel (ten od zwiastowania) gardzi ludźmi, bo Bóg ukochał ich bardziej od aniołów. Wywołuje więc wojnę w Niebie i na Ziemi. Aby ją wygrać potrzebuje duszy wyjątkowej kanalii. Na drodze do jej zdobycia stanie mu policjant Thomas Daggett, który kiedyś miał być księdzem, ale w dniu składania ślubów nawiedziły go piekielne wizje i stracił powołanie. Teraz nerwowo pali papierosy na dachach budynków. A pali ich sporo, bo właśnie zaczyna śledztwo w sprawie tajemniczych morderstw, których ofiarami najwyraźniej są… ubrane w powiewające na wietrze płaszcze anioły. Brzmi idiotycznie? Owszem. Ale „Armia Boga” z 1995 r. – reżyserski debiut Gregory’ego Widena, scenarzysty kultowego „Nieśmiertelnego” – wcale taka głupia nie jest.

fot. kadr z filmu

Głównie dzięki rewelacyjnej obsadzie, która świetnie odnalazła się w tym horrorze podlanym hojnie religijnym sosem, filmie klimatycznym i dziwnie uduchowionym.
Tutaj należy podziękować Christopherowi Walkenowi, który słynie z tego, że przyjmuje każdą rolę. Czasami nie wychodzi na tym najlepiej („Gigli”, „Kangur Jack”), ale akurat w „Armii Boga” stworzył jedną z najciekawszych kreacji w swojej karierze. Jako Gabriel kradnie show za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie. Jest arogancki i bezwzględny, ale też – dowcipny i pełen wdzięku. Jego bohater nie najlepiej radzi sobie we współczesnym świecie, nie rozumie postępu technologicznego, dlatego czasami na drodze jego krwawej misji stają tak przyziemne kwestie, jak obsługa komputera czy prawo jazdy.

fot. kadr z filmu

Viggo Mortensen jako Lucyfer

Gabriel przybywa na ziemię, aby zagarnąć duszę zmarłego właśnie pułkownika Hawthorne’a, który dopuszczał się okrutnych mordów w czasie wojny w Wietnamie. Jeśli ją zdobędzie – wygra. Dlatego Szymon, łagodny anioł – którego gra nominowany do Złotego Globu za „Maskę” Eric Stoltz – skradnie duszę jako pierwszy i ukryje ją w ciele małej dziewczynki. Wzmocniony swą świeżo odzyskaną wiarą Thomas Daggett (Elias Koteas z „Wojowniczych żółwi ninja”) zrobi wszystko, aby dziecko uratować.
W walkę zaangażuje się też nauczycielka dziewczynki, Catherine (naprawdę piękna Virginia Madsen, czyli Księżniczka Irulan z „Diuny” i Helen z „Candymana”), a w tle przemknie Amanda Plummer jako niedoszła samobójczyni wskrzeszona przez Gabriela i – uwaga! – rewelacyjny Viggo Mortensen jako Lucyfer.

fot. kadr z filmu

Jego szatan, elegant z gładko zaczesanymi włosami, spokojnie mógłby konkurować z tym granym przez Roberta de Niro w „Harrym Angelu”. Jedyną sceną, w której Walken musi trochę się postarać, jest właśnie ta, w której dzieli ekran z Mortensenem.
„Armia Boga” sfilmowana została w 1993 r. Na premierę trzeba było jednak poczekać dwa lata. Tyle trwał montaż oraz przygotowanie efektów specjalnych i pięknej, chóralnej muzyki, pod którą podpisał się David. C. Williams.

Film na niespokojne czasy

Wytwórnia Buena Vista chyba nie spodziewała się po filmie Widena zbyt wiele. Okazało się jednak, że „Armia Boga”, która kosztowała śmieszne osiem milionów dolarów, przyniosła producentom 16 milionów dolarów zysku, zwracając się niemal całkowicie już w czasie weekendu premierowego. Co prawda, recenzenci w większości nie zostawili na „Armii Boga” suchej nitki, nazywając horror „groteskową farsą”, ale widzowie wiedzieli swoje. I nawet „New York Times” zastanawiający się całkiem otwarcie „jak tacy dobrzy aktorzy mogli zagrać w tak złym filmie” nie dał rady pogrążyć filmu Widena, który zaczął żyć własnym życiem.

fot. kadr z filmu

I dziś jest już filmem kultowym, co pewnie zawdzięczamy też niezwykłej popularności kina grozy z wątkiem religijnym, która przypadła na połowę lat 90., czasy niespokojne, bo przed-milenijne.
Napisałam, że Walken przyjmuje każdą rolę. Pewnie dlatego nie oparł się sequelowi „Armii Boga”, fantazyjnie zatytułowanemu „Armia Boga II”. Wraca w nim jako Gabriel po tym, jak Lucyfer zaciągnął go do piekła na początku pierwszej części.

Wiele części, niewiele sensu

Tym razem musi powstrzymać Daniela, anioła posłusznemu Bogu, przed spłodzeniem dziecka z Valerie – pielęgniarką, którą gra znana z „Fleshdance” Jennifer Beals. Druga część „Armii Boga” wcale nie jest taka zła, choć zupełnie inna od „jedynki”. Oprócz Walkena i Beals, wystąpili w niej jeszcze: Eric Roberts, młodziutka Brittany Murphy i gościnnie – Glenn Danzig, wokalista „Misfits” i „Danzig”.
Początkowo druga część „Armii Boga” miała trafić do kin, skończyło się jednak na mniej hucznej premierze w wypożyczalniach wideo, w 1998 r. Niestety wkrótce potem, w 2001 r., powstała część trzecia, w której Walken z długimi, falującymi włosami znowu jest Gabrielem. Ale jakoś bez przekonania.
Czwarta i piąta część powstały już bez Walkena. Obie, kręcone równocześnie, trafiły na rynek DVD w 2005 r. W obsadzie „Zapomnienia” i „Buntu” nie pojawił się nikt z oryginalnej listy płac. Ci, którym nie podobała się część trzecia, po obejrzeniu dwóch kolejnych gotowi byli przysiąc, że „trójka” zyskuje przy kolejnym seansie. Na szczęście w Hollywood ktoś się zorientował, że kolejne sequele „Armii Boga” nikogo już nie uszczęśliwią. I że mają sens, tylko jeśli to Christopher Walken będzie w nich sarkastycznie prychał i wygłaszał złośliwe komentarze.