„Modlitwa Rollerboysów”. Corey Haim na topie

W 1990 r., kiedy „Modlitwa Rollerboysów” weszła na ekrany nielicznych kin, grająca w filmie Ricka Kinga jedną z głównych ról Patricia Arquette miała 22 lata, a swoje najsłynniejsze role („Prawdziwy romans”, „Zaginiona autostrada” i „Boyhood”) dopiero przed sobą. Z występem w trzeciej części „Koszmaru z ulicy Wiązów” na koncie blado wypadała wówczas przy prawdziwej gwieździe „Modlitwy…” – Coreyu Haimie, jednym z największych dziecięcych, a potem młodzieżowych idoli lat 80., charyzmatycznym chłopaku o wdzięku łobuziaka, którego twarz wisiała na plakatach w sypialniach większości amerykańskich nastolatek.

fot. kadr z filmu

Przyszłość z koszmarów

Akcja „Modlitwy Rollerboysów” rozgrywa się w Los Angeles niedalekiej przyszłości. Miastem trzęsie młodociany gang szusujących na rolkach nastolatków, którzy handlują narkotykami i pod przywództwem jasnowłosego Gary’ego Lee marzą o przywróceniu USA dawnej świetności. Okazuje się bowiem, że dorośli zawiedli i oddali młodszemu pokoleniu świat pogrążony w chaosie. Zgubiła ich chciwość i krótkowzroczność. Brzmi znajomo?
W tym świecie żyje Griffin, bezczelny chłopak o szerokim uśmiechu, który czasami rozrabia, głównie jednak opiekuje się swoim młodszym bratem. Kiedy ten nie tylko zaczyna gloryfikować Rollerboysów, ale też – zażywać narkotyki, Griffin postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Współpracując z policją, w zamian za obietnicę lepszego życia dla swego brata, wstępuje do Rollerboysów. Sekundować będzie mu piękna Casey, policjantka, do której Griffin czuje miętę. Chłopak będzie musiał uważać na swój każdy krok, a jego lojalność wystawiona zostanie na poważną próbę. I to nie tylko wobec policji, bo Gary Lee jest – tak się składa – jego przyjacielem z dzieciństwa.
Ogląda się to przyjemnie, ale mnie podczas seansu nie opuszczało wrażenie, że już to widziałam. I to wielokrotnie. Haim ma tyle uroku, że do pewnego momentu był w stanie uratować każdy film, a i sam koncept – dzieciaki pozostawione same sobie – jest bardzo przemawiający do wyobraźni i w dzisiejszych czasach tym aktualniejszy.

fot. kadr z filmu

Smutna historia Coreya Haima

Reżyser filmu, Rick King to twórca kilku nieco zapominanych hitów lat 80. i 90. – na koncie ma m.in. „Czas zabijania” z 1987 r. z Kieferem Sutherlandem, zrobił też trzecią część „Kickboxera” i „Strażnika wirtualnej rzeczywistości”. „Modlitwa Rollerboysów” to jego najlepszy film, kino sci-fi i postapo w jednym, w dodatku niezależne. King zawsze czuł się lepiej poza Hollywood, czego dowodem jest np. udział w konkursie głównym na festiwalu Sundance w 1985 r., w którym startował z filmem „Hard Choices”. Jako scenarzysta też ma się czym pochwalić – napisał np. „Na fali” Kathryn Bigelow, scenariusz „Modlitwy Rollerboysów” wyszedł jednak spod palców W. Petera Iliffa, z którym King pisał „Na fali”, a który na własną rękę skrobnął „Podejrzanego” z 2000 r. i „Czas patriotów”.
„Modlitwa Rollerboysów” nominowana była do dwóch Saturnów, nagród przyznawanych filmom sci-fi, fantasy i horrorom. Haim nominowany był jako najlepszy młody aktor sezonu i miał się niebawem przekonać, że Hollywood kocha tak samo intensywnie, jak szybko zapomina. W czasie premiery „Rollerboysów” nic jeszcze nie wskazywało na to, aby jego kariera miała za kilka lat gwałtownie przyhamować. Wówczas, na koncie miał role w takich hitach jak „Straceni chłopcy”, „Srebrna kula”, „Obserwatorzy” i „Spełnione marzenia”.
Haim zmarł w 2010 r. w skutek zapalenia płuc, zapomniany, pogrążony w kłopotach finansowych i depresji. Do jego śmierci przyczyniło się wieloletnie uzależnienie od narkotyków.

Film w Polsce dostępny jest na VHS.