„Domino”. Brigitte Nielsen szuka miłości

Brigitte Nielsen wygląda na plakacie filmu „Domino” z 1988 r. jak nieugięta dominatrix i bohaterka bombowego kina akcji jednocześnie. W skórze, ze swoją ikoniczną tlenioną fryzurą i idealnymi rysami greckiej boginki zapowiada kolejną produkcję klasy B w stylu „Cobry”, tylko w babskim wydaniu. Film w reżyserii Ivany Massetii, włoskiej reżyserki, dla której produkcja z Nielsen była debiutem, to jednak nie uroczy akcyjniak, a lekko pretensjonalne kino artystyczne, w którym sporo jest erotyki, niewiele akcji, a najmniej – sensu.

fot. kadr z filmu

Nakręcony w teledyskowym stylu film Massetii to opowieść o Domino, pięknej, ale nieszczęśliwej reżyserce filmowej, która właśnie pracuje nad filmem o Billie Holiday, a jednocześnie – szuka miłości. Przekonana, że nie potrafi już kochać postanawia dać sobie jeszcze jedną szansę, co wyrażone jest m.in. jest tym, że przy dźwiękach piosenki „You Don’t Know What Love Is” Billie Holiday tańczy z pomalowanym na czarno manekinem. Jednocześnie odbiera podejrzane telefony od tajemniczego wielbiciela, który sporo o niej wie, ale nie chce zdradzić swojego imienia. Dużo tu artystycznych ujęć nagich ciał, niezrozumiałych metafor i ja już po 20 minutach nie byłam szczególnie zainteresowana tym, czy Brigitte jako Domino znajdzie miłość, czy też nie.

W 1988 r. Nielsen miała już na koncie role w „Czerwonej Sonii”, „Kobrze”, „Gliniarzu z Beverly Hills III” i „Rockym IV”. W czasie zdjęć do „Domino” dochodziła do siebie po rozstaniu z Sylvestrem Stallone’em, z którym bardzo medialnie rozwodziła się w roku 1987. Nielsen zawsze dzieliła swoją karierę pomiędzy Hollywood, a Europę. Sporo grała we Włoszech, a w „Domino” spotyka się na planie z Kim Rossi Stuartem, późniejszym Romualdem z kultowej także w Polsce serii „Fantaghiro”. Stuart grał w niej księcia bez skazy, a Nielsen – Czarną Wiedźmę knującą wciąż przeciw niemu i jego ukochanej Fantaghiro.

Film, jeśli bardzo chcecie – tutaj.