„Transylvania Twist”. W stylu Mela Brooksa

Jeśli lubicie filmy Mela Brooksa, to komedia „Transylvania Twist” powinna wam się spodobać. Film Jima Wynorskiego to parodia klasycznych horrorów z lat 50. i 70. i 80., także tych, które Wynorski sam reżyserował – stąd też wiele tu znajomych twarzy, które fani kina klasy B rozpoznają bez trudu. Już w pierwszej scenie na ekranie pojawia się zjawiskowa Monique Gabrielle, która u Wynorskiego grała np. w „Łowcy śmierci 2”, zabawnym sequelu klasycznego kina fantasy ze stajni Rogera Cormana. Ta pierwsza sekwencja pokazuje mniej więcej, czego się po „Transylvania Twist” spodziewać.

Dodam tylko, że to najlepszy film Jima Wynorskiego jaki widziałam, a oglądałam ich już całkiem sporo. Reżyser „Nie z tej Ziemi” (aktorski debiut Traci Lords), „Powrotu potwora z bagien” (sequel filmu Wesa Cravena na podstawie mniej znanej serii komiksów DC) oraz osławionej „Vampirelli” z Talisą Soto sam zresztą w jednym z wywiadów przyznał, że na planie „Transylvania Twist” bawił się najlepiej i że ta produkcja z roku 1989 jest najbliższa temu, co chciałby robić w kinie.

Freddy Krueger vs. Wampirzyca

Scena otwierająca „Transylvania Twist” nawiązuje do baśni o „Czerwonym kapturku”. Piękna dziewczyna idzie przez zalany mrokiem las z koszyczkiem w dłoni. Słyszy kroki, odwraca się, ale oczywiście niczego nie widzi w ciemności i idzie dalej. Tymczasem, podąża za nią nie jeden morderca, ale cała ich grupa, a jeden z nich uzbrojony jest nawet w piłę mechaniczną. To zbieranina różnych maniaków z horrorów – jest facet w masce hokejowej, jest Freddy Krueger z zestawem z szwajcarskiego scyzoryka (z nożyczkami do paznokci też) i Leatherface z piłą warkoczącą dla kurażu.

Mogłoby się wydawać, że dobrze trafili i że ich ofiara to jedna z łatwiejszych zdobyczy w karierze morderców. Nic bardziej mylnego. Dzieweczka masakruje całą ferajnę, po czym pogardliwie prycha „amatorzy!”. Jest bowiem wampirzycą i ikony horroru zjadana śniadanie. Całkiem dosłownie.

„Transylvania Twist” to jednak opowieść o Marissie Orlock, aspirującej piosenkarce (znana z „Czacha dymi” Teri Copley), która dowiaduje się, że jej ojciec zmarł w Transylwanii, a ona sama odziedziczyła ponure zamczysko. To z kolei oczywiście jest zamieszkane przez wampiry, którym przewodzi Robert Vaughn („The Man From U.N.C.L.E.” i „Siedmiu wspaniałych”).

Najlepszy film Jima Wynorskiego

Ferajna składa się jeszcze z trzech seksownych wampirzyc, z których prawie każda ma twarz stałej współpracownicy Wynorskiego – wspomnianej już Gabrielle, znanej z „Czarodziejki” Toni Naples i Vinette Cecelia, dla której rola w „Transylvania Twist” jest jedyną w karierze. Na ekranie zobaczycie też Brinke Stevens, jedną z oryginalnych „królowych krzyku” i legendarnego Angusa Scrimma, który parodiuje swoją rolę z serii „Mordercze kuleczki”.

Marissa przy pomocy Dextera Warda, cwaniaka, który szuka wampirzej, czarodziejskiej księgi nie tylko wyprawi się do Rumunii, ale też zostanie opętana przez ducha swojej praprababki, weźmie udział w kilku musicalowych numerach i niezliczonej ilości gagów, które wszyscy już widzieliśmy, ale wciąż nas bawią: będą absurdalne ilości krwi tryskające z przebitej kołkiem osinowym piersi, będą żarty z wieśniaków pałających chęcią spalenia zamczyska, będzie sekwencja snu, ponury woźnica i wszystko to, co kochamy w klasycznych horrorach, nawet jeśli jest wtórne.

„Transylvania Twist” to sympatyczny film, którzy docenią zwłaszcza miłośnicy horrorów, rozkochani w gatunku i wobec niego bezkrytyczni. Wielbiciele Jima Wynorskiego też powinni być usatysfakcjonowani, choć jak na niego, w tym akurat filmie występuje znikoma ilość nagich biustów, a właściwie nie ma ich tu wcale.