„Władca podziemi”. Nerd na białym koniu

„I reject your reality and substitute my own!” – mówi w jednej ze scen główny bohater „Władcy podziemi”, Paul Bradford. Ani reżyser filmu, Charles Band, ani tym bardziej grający Paula Jeffrey Byron, nie spodziewali się, że kwestia ta stanie się kultowa za sprawą serialu popularnonaukowego „Pogromcy mitów”, a powtarzający ją jak mantrę Adam Savage sprawi, że o tym tanim filmie z 1984 r. znowu zrobi się głośno.

fot. kadr z filmu

Fanom kina klasy B Charlesa Banda naturalnie nie trzeba przedstawiać: to producent, reżyser, właściciel wytwórni Full Moon i Empire Pictures, król kina z niższej półki, twórca serii „Władca lalek”, „Trancers” i erotycznego fantasy z Sherilyn Fenn zatytułowanego enigmatycznie „Meridian”. Jako reżyser odcisnął swoje piętno na wyobraźni stałych bywalców wypożyczalni VHS, również za sprawą „Władcy podziemi”, który zręcznie łączy elementy fantasy, sci-fi, thrillera i komedii. Film wydawać może się jednak nieco nierówny. Nic jednak dziwnego, skoro lista reżyserów składa się z siedmiu nazwisk – oprócz Banda, który podpisał się pod całością, poszczególne rozdziały opowieści wyreżyserowali np. David Allen, spec od efektów specjalnych i reżyser „Władcy lalek 2”, zmarły w marcu John Carl Buechler, który dał nam oryginalnego „Trolla”, Peter Manoogian, twórca „Eliminatorów” i Ted Nicolaou, czyli reżyser takich kultowych produkcji jak „TerrorVision” i „Podgatunek”.

fot. kadr z filmu

Zupełnie jak w bajce

Mamy lata 80., a przemysł komputerowy rozwija się w błyskawicznym tempie. W tej nowej rzeczywistości świetnie odnajduje się Paul Bradley, nerd-okularnik, którego najlepszą przyjaciółką jest…maszyna – komputer przemawiający kobiecym głosem, o wdzięcznym imieniu Cal. Paul ma też dziewczynę, piękną Gwen, którą jego zażyłość z komputerem nieco irytuje. Dziewczyna niepewnie przyjmuje oświadczyny Paula, pełna wątpliwości, czy jej chłopak nie jest czasami po prostu dużym chłopcem, niezdolnym do tego, aby sprostać wyzwaniom prawdziwego świata. Swój pogląd będzie mogła jednak szybko zweryfikować. Oto potężny czarnoksiężnik Mestema, który włada innymi wymiarami i cierpi na chroniczną nudę, wyzwie Paula na pojedynek. Stawką w tej grze będzie życie Gwen, a Paul będzie musiał udowodnić, że jest jej godzien walcząc z ożywionymi seryjnymi mordercami, demonami śmierci i ścigając się pustynnymi pojazdami wyjętymi z taniej produkcji postapo (i nie jest to tylko porównanie – pochodzą one z innego filmu Banda, wcześniejszej o rok „Kosmicznej burzy”).

fot. kadr z filmu

Niektóre z segmentów „Władcy podziemi” nawiązują do gatunków filmowych popularnych w latach 80. – np. w „Slasherze” Paul musi powstrzymać seryjnego zabójcę czyhającego na Gwen, będzie też rozdział parodiujący ówczesne teledyski hardrockowe, w którym pojawi się kapela „Wasp”, ale ogólnie panuje tu radosny chaos i nie do końca wiadomo nawet, dlaczego Mestema wybrał akurat Paula. Finałowa potyczka między nimi za to – rozczarowuje.

fot. kadr z filmu

W ogólnym rozrachunku „Władca podziemi” to przyjemna pozycja, która usatysfakcjonuje wielbicieli kina klasy B rodem z lat 80., kiedy to fabuła była kwestią drugorzędną, a znacznie ważniejsze było pozostawienie widza z opadniętą szczęką. Przy skromnym budżecie udało się ten efekt Bandowi osiągnąć: niektóre sekwencje przywodzą na myśl gry komputerowe i w 1984 r. mogły nieco wyprzedzać swoje czasy. Efekty specjalne i – zwłaszcza – charakteryzacja robią wrażenie, a gra aktorka nie odstręcza, jak to często bywa w podobnych produkcjach.

Piękni i nieznani

W Paula wciela się Jeffrey Byron, który główną rolę grał też w „Kosmicznej burzy”, a potem utknął w telewizji, a głównie – w operach mydlanych, dlatego znajomy może wydawać się np. widzom „Mody na sukces”. Mestema ma za to twarz Richarda Molla, którego z każdą jego rolą szanuję coraz bardziej. Moll był Big Benem w pierwszym „Domu” i prywatnym detektywem-ofermą w „Podłej macosze”, a na koncie ma blisko 160 filmów. W każdym tworzy niezapomnianą kreację, na każdą ma też pomysł. Jego Mestema to godna pożałowania, groteskowa kreatura z przerośniętym ego. Szkoda wielka, że Moll nie zasłynął bardziej.

fot. kadr z filmu

Gwen ma za to twarz pięknej Leslie Wing, która po „Władcy podziemi”, podobnie jak Byron, przeniosła się do telewizji, a ostatnio można ją było oglądać np. w serii musicali „High School Musical”. Miarą sukcesu filmu „Władca podziemi” jest to, że cztery lata później powstała jego krótkometrażowa kontynuacja, która weszła do antologii „Pulse Pounders” – zaginęła ona w czasie upadku wytwórni Empire Pictures, a odnaleziona w 2011 r. doczekała się odnowy cyfrowej i kilku pokazów na mniejszych festiwalach kina fantasy i horroru.

Film znajdziecie np. na Amazonie.