„Trancers”. Jack Deth ratuje świat w blasku neonów i obłokach dymu papierosowego

„Trancers” to oryginalne kino z nieźle napisanymi dialogami i głównym bohaterem, który wyróżnia się na tle podobnych ponuraków w prochowcach i nerwowym tikiem w palcu naciskającym spust.
Scenariusz wspólnie napisali Danny Bilson i Paul De Meo. Panowie skrobnęli jeszcze potem razem m.in. „Człowieka rakietę” i kilka odcinków seriali „Viper” no i superbohaterskiego „Flasha” z lat 90. Do historii przejdą jako ojcowie Jacka Detha, bohatera, który patrzy śmierci prosto w oczy, a potem wypluwa jej pod nogi niedopałek papierosa. Niewielu scenarzystów może to o sobie powiedzieć.

Deth, Jack Deth

Deth ma styl prywatnego detektywa wyciągniętego z kart powieści Raymonda Chandlera i kilka niebezpiecznych nałogów, a odpalanie jednego papierosa od drugiego wcale nie jest tym najbardziej szkodliwym. Jack Deth to gliniarz przyszłości, łowca „trancersów”, bezwolnych istot o możliwościach intelektualnych średnio rozgarniętego zombie, które w XXIII w. – kiedy to Jack depcze im po piętach z nieodłącznym ogryzkiem papierosa w ustach – są prawdziwą plagą w świecie po wielkim trzęsieniu ziemi. W tej odległej, ale niepokojącej przyszłości Los Angeles to legendarne miasto na kształt Atlantydy – tak jak ona, zatopione.

fot. kadr z filmu

Jack może bywa nieco niesubordynowany, ale jest najlepszy w swoim fachu i jego przełożeni – nieco nadęta rada składająca się z trzech pompatycznych osobników – doskonale o tym wiedzą. Dlatego właśnie wysyłają Jacka w przeszłość, do 1985 r., aby powstrzymał zarazę trancersów zabijając ich guru – Martina Whistlera, zanim wszystko na dobre się zacznie. Przy okazji ma przeszkodzić Whistlerowi w zamordowaniu przodków członków rady, co doprowadziłoby do chaosu w roku 2247.

fot. kadr z filmu

Dodam jeszcze tylko, że te podróże w czasie odbywają się za pomocą zaawansowanego technologicznie serum, sprawiającego, że ciało Detha podłączone do licznych kabli zostaje w XXIII w., on zaś w wieku XX – odradza się w ciele swojego przodka, pewnego dziennikarza i kobieciarza. I właśnie temu Jack zawdzięcza znajomość z Leeną, bystrą dziewczyną, która spać położyła się obok Philipa Detha, a obudziła się już przy Jacku. Przy jej pomocy glina przyszłości spróbuje ochronić przodków rady, skupiając się w szczególności na bezdomnym alkoholiku, który niegdyś był gwiazdą baseballa. Brzmi nazbyt skomplikowanie? Zostańcie ze mną!

Charles Band zaprasza

„Trancers” to wyreżyserowany przez Charlesa Banda, ojca wytwórni Empire Pictures i Full Moon, thriller sci-fi, który premierę miał w roku 1984, a do roku 2002 doczekał się aż pięciu sequeli. Spora w tym zasługa Tima Thomersona, który jako Jack Deth tworzy jedną z najbardziej charyzmatycznych postaci w kinie klasy B. Jest przerysowany, ale nie groteskowy, a jego ociekające coolem kwestie wciąż pozostają zabawne, a nie żenujące. Niesamowita fizjonomia Tima Thomersona, który wygląda wiecznie na zmęczonego życiem i lekko pomiętego, sprawia, że twarz Detha zapada w pamięć. I to na długo. W dodatku Mac Ahlberg, autor zdjęć do „Trancers” wspaniale Thomersona fotografuje – zawsze nieco w cieniu, albo z neonowym światłem padającym na twarz. Deth w tym wydaniu wygląda jak żywa reklama papierosów i ulicznych bójek. A to wszystko, czego widzowie oczekiwali od filmowych twardzieli ze świata obskurnych kin, a potem wypożyczalni.

fot. kadr z filmu

Już scena otwierająca film „Trancers” zapowiada, z czym mniej-więcej będziemy mieli do czynienia. W klejącym się od brudu przydrożnym dinerze Jack Deth bez mrugnięcia powieką neutralizuje trancera – nieszkodliwą na pierwszy rzut oka kelnerkę w średnim wieku, która zamienia się w maszynę do zabijania. Niespieszna narracja Jacka z offu, leniwe kadry, czerwone światło i zaciśnięte szczęki Jacka – to wprowadza nas w odpowiedni nastrój. I przez 76 min. (tyle tylko trwa film Banda) ten dobry nastrój trwa.

fot. kadr z filmu

Thomerson kradnie show

Band to mistrz kina B, ceniony producent, scenarzysta i reżyser, który w tej ostatniej profesji na koncie ma m.in. „Władcę podziemi” i „Doktora Mordrida”. Jego filmy charakteryzują się subtelnym poczuciem humoru, czasami dość czarnym, co jednak pozwala zachować widzom dystans do tego, co widzą na ekranie. Po „Trancers” znać, że świetnie bawili się wszyscy. Sam Thomerson ma za sobą sceniczne doświadczenie komika, a jako niezły aktor dał się poznać m.in. w „Niespotykanym męstwie” i „Żelaznym orle”. Thomerson to dziś czołówka legend kina klasy B, aktor z ponad 200 produkcjami na koncie. Rola Detha być może go unieśmiertelniła, ale Thomerson był też przecież tytułowym Dollmanem i Fansworthem w „Nemezis” Alberta Pyuna, z którym zresztą współpracował często. Może i nie są to osiągnięcia, które zagwarantują burzę oklasków w czasie gali rozdania Oscarów, ale Thomerson jest dla fanów kina kultowego ważną personą i nic tego nie zmieni.

fot. kadr z filmu

Amatorzy produkcji z wyższej półki pewnie nieśmiało, z lekkim zaskoczeniem, rozpoznają na ekranie Helen Hunt, laureatkę Oscara dla najlepszej aktorki drugoplanowej za film „Gorzej być nie może”. Hunt wciela się tu w Leenę, ukochaną Detha, którą gra jeszcze zresztą w dwóch sequelach serii. Podobno Thomerson osobiście zarekomendował Hunt producentom „Trancers”. Dla 20-letniej aktorki „Trancers” był to ekranowy debiut, po latach szlifowania warsztatu w produkcjach telewizyjnych.

Pięć sequeli i co dalej?

W gderliwego przełożonego Detha wciela się Art LaFleur, aktor charakterystyczny, którego twarz wywołuje chyba jedynie pozytywne wspomnienia u fanów kina ery VHS. LaFleur to nie tylko potężny facet, który w pierwszej części „Trancers” powraca w ciele przodka, a właściwie – prababki, bezczelnej dziewczynki na oko 10-letniej, która pali cygara i pluje jadem. To też Sears z „Cobry”, DeGraf z „Wykonać wyrok” i wiele innych wspaniałych, drugoplanowych postaci, które głównym bohaterom tak wspaniale rzucają kłody pod nogi.

fot. kadr z filmu

W 1988 r. w antologii horroru „Pulse Pounders” jeden z rozdziałów poświęcony był Dethowi. Ten nieoficjalny sequel „Trancers” ujrzał światło dzienne dopiero jednak w roku 2011 – film zaginął w czasie upadku wytwórni Empire Pictures, pod której szyldem zrealizowano pierwszą część serii. W 1991 r. Band osobiście wyreżyserował „Trancers II”, w 1992 r. na rynek VHS rozkołysanym krokiem Jack wszedł po raz trzeci.

fot. kadr z filmu

Uwielbienie widzów sprawiło, że dwa lata później na półkach wypożyczalni o uwagę widzów walczyły aż dwa filmy z Jackiem Dethem. Thomerson wcielił się w bohatera po raz ostatni w części piątej, nie licząc cameo w horrorze „Evil Bong”. W 2002 r. premierę miała część szósta, już bez niego. Oglądając jego wyczyny w roli Detha dojdziecie do wniosku, że bez niego i tak nie ma to już większego sensu.

Film w różnych formatach znajdziecie np. na Amazonie.