„Obóz cheerleaderek”. Dla trzech gwiazd

Cheerleaderki mają niebezpieczne życie. W ciągłym napięciu musiały być zwłaszcza w latach 80., kiedy slashery były u szczytu popularności, a dziewczyny z pomponami stanowiły główny cel filmowych morderców.
Na niemal każdym kroku narażały się maniakom, a najbardziej chyba – scenarzystom horrorów, którzy z upodobaniem wymyślali dla nich coraz to bardziej spektakularne i krwawe sceny śmierci.

fot. kadr z filmu

Nie inaczej jest w „Obozie cheerleaderek”, nakręconym w niespełna miesiąc slasherze z 1988 r. Film wyreżyserował John Quinn, który „Obozem cheerleaderek” zadebiutował na stołku reżyserskim, a w latach 90., jak wielu solidnych rzemieślników, zwrócił się w stronę kina erotycznego.

fot. kadr z filmu

Quinn „Obóz cheerleaderek” zrobił zgodnie z obowiązującymi w 1988 r. standardami. Akcja dobrego slashera toczy się zwykle na obozie/w akademiku/internacie/domu głównej bohaterki po wyjeździe rodziców/, a mordercą jest albo jakiś lokalny maniak z mroczną tajemnicą z przeszłości, koleżanka/kolega głównej bohaterki, którzy okazują się być maniakami, a nie sympatycznymi dzieciakami z klasy średniej, albo obdarzony nadnaturalną siłą koleś w groteskowej masce.

fot. kadr z filmu

Quinn wszystkie te elementy zawarł w swoim filmie i dodał coś od siebie. Głowna bohaterka ma sny, nad którymi z przyjemnością pochyliłby się Freud, pragnie miłości rodzicielskiej, chłopak zdradza ją na prawo i lewo, a ona sama nie czuje się dobrze w środowisku popularnych dziewcząt, z którymi wciąż musi walczyć o wpływy.

fot. kadr z filmu

Fabuła jest tu pretekstowa: Alison jedzie na obóz dla cheerleaderek, który ma przygotować dziewczyny do zbliżających się zawodów i ktoś zaczyna popełniać morderstwa. Alison wraz z przyjaciółkami stara się dociec kto, ale ich grono stale się zmniejsza. Będzie zaskakujące zakończenie w stylu „mordercą jest lokaj”, będzie też trochę golizny, kilka scen podszytych czarnym humorem i przede wszystkim – trzy odtwórczynie głównych ról, dla których tak naprawdę warto „Wodzireja” zobaczyć.
Muszę przyznać, że film Quinna odpaliłam głównie dla Betsy Russell, Lucindy Dickey i Rebecci Ferratti.

fot. kadr z filmu

Russell to stara znajoma fanów kina klasy B. Po pierwsze, w 1985 r. zagrała w słynnym „Aniele zemsty”, po drugie – w 1991 r. wystąpiła w „Camp Fear”. A i teraz radzi sobie całkiem nieźle, bo przecież zagrała w Jill w serii horrorów „Piła”.

kadr. z filmu

Dickey to inna historia. Sławę w wąskich kręgach fanów kina z niższej półki zdobyła grając w „Ninja 3: Dominacja” i dwóch częściach „Breakdance”. Miała szansę na to, aby stać się flagową gwiazdą wytwórni Cannon Films, zrezygnowała z niej jednak i ostatnią rolę zagrała w 1990 r.

Ferratti to natomiast piękność, którą na pewno znacie z kultowego „Gora” i jego sequela no i 3. części „Cyborga”. Tak więc, warto „Obóz cheerleaderek” włączyć dla nich, nawet jeśli rozgryziecie fabułę po 15 min. od rozpoczęcia seansu.