„Łowca śmierci”. Seria z dżentelmenem klasy B

„Łowca śmierci” z 1983 r. to film bardzo ważny dla wielbicieli sandałowego kina fantasy lat 80. Przełomowy pod wieloma względami, choć nie tak bardzo dla światowej kinematografii jak dla stałych bywalców wypożyczalni wideo. „Łowca śmierci” to pierwsza odsłona serii i pierwszy – z dziesięciu – film, który Roger Corman (nazywany „papieżem złego kina” legendarny producent filmowy) wyprodukował w koprodukcji z Argentyńczykami w latach 80. Stało się to na fali sukcesu „Conana Barbarzyńcy” (1982), który uświadomił producentom kina klasy B, że widzowie chcą oglądać historie o potężnych wojownikach w futrzanych gatkach.

fot. Łowca śmierci, 1983

W ich wydaniu jednak kluczowe elementy fabuły zastąpiono nagimi kobiecymi biustami i scenami seksu, które niekoniecznie mają uzasadnienie w scenariuszu. Nie zbulwersowało to jednak widzów, bo film, który Corman wyprodukował tanim sumptem (nieco ponad 450 tys. dol.), zarobił na całym świecie blisko 11 mln. dol. I zapoczątkował całą serię produkcji o przygodach Łowcy Śmierci.
Pierwszy film cyklu wyreżyserował James Sbardellati ukrywający się pod pseudonimem John Watson. Jako reżyser na koncie ma tylko dwa filmy (oprócz „Łowcy śmierci” jeszcze „Under the Gun”), karierę zrobił jednak jako reżyser dźwięku i producent, a w 1997 r. nominowany był nawet do telewizyjnego Oscara, czyli nagrody Emmy.

„Łowca śmierci”

Scenariusz „jedynki” napisał Howard R. Cohen, który skrobnął też skrypty do 3. i 4. części cyklu, a na koncie ma też scenariusze do takich filmów jak: „Królowa barbarzyńców” i „Sobota 14.”
Już pierwsze sceny „Łowcy śmierci” dają nam do zrozumienia, z czym trzeba będzie się borykać przez resztę seansu. Zaskoczyć mogą niezłe zdjęcia, zwłaszcza w scenie napadu na wioskę, to miłe wrażenie zepsuje rychło jednak sam Łowca Śmierci, który po ocaleniu młodej dziewczyny błyskawicznie zaczyna się do niej dobierać. Łowca Śmierci to bohater, który niespecjalnie budzi sympatię: wykorzystuje kobiety, pcha się z łapami w nieodpowiednich sytuacjach i natychmiast o nich zapomina. I na nic zdaje się jego poczucie humoru.

fot. Łowca śmierci, 1983

W pierwszej części Łowca Śmierci musi odnaleźć wszystkie elementy magicznego amuletu, uratować piękną księżniczkę i wziąć udział w brutalnym turnieju organizowanym przez okrutnego czarnoksiężnika Munkara. Na szczęście wszystkie te punkty harmonogramu da się załatwić za jednym zamachem, bo to akurat Munkar porwał księżniczkę, a w jego zamku znajduje się amulet.
Wspomogą Łowcę w tych zadaniach m.in. półnaga wojowniczka Kaira i wojownik Oghris.

fot. Łowca śmierci, 1983

„Łowca śmierci” byłby nawet zjadliwy, gdyby nie szokujący momentami szowinizm bohatera. Aż szkoda tych wszystkich pięknych kobiet, które staną mu na drodze. To wręcz sprawia, że Łowca staje się antybohaterem, facetem, któremu naprawdę daleko do heroizmu jego kolegów po fachu – Conana czy Kulla. W „jedynce” łowcę gra noszący blond perukę Rick Hill. Hill uważany jest przez fanów cyklu za Łowcę idealnego, pomijając oczywiście stosunek jego postaci do kobiet. Aktorowi znanemu z filmów „Wojownicy z wydm” i „Królowa barbarzyńców” udało się nadać Łowcy nieco ironiczny rys i gra tak, jakby cały czas dawał znać widzowi, że nie należy traktować go całkowicie poważnie. Chwała bogu.

fot. Łowca śmierci, 1983

Na ekranie towarzyszy mu niezwykła obsada złożona z czołowych postaci kina klasy B lat 70. i 80. Kaira ma twarz i ciało Lany Clarkson, tragicznej bohaterki pierwszych stron gazet z 2003 r., kiedy to została zamordowana przez producenta muzycznego Phila Spectora. Clarkson zagrała blisko 40 ról, a do jej najbardziej znanych filmów należą na pewno dwie części „Królowej barbarzyńców”, „Nawiedzenie Morelli” i „Wizards of the Lost Kingdom II”.

Księżniczkę Codille gra wspaniała Barbi Benton, modelka „Playboya”, wielka miłość Hugh Hefnera, która jako aktorka wystąpiła m.in. w horrorze „Masakra w szpitalu”, a o wiele większą karierę zrobiła jako piosenkarka.
„Łowca śmierci” to uroczy relikt z czasów, kiedy filmowcy nie zaprzątali sobie głów prawami kobiet i dyskryminacją. Podobnie zresztą jak scenariuszem i psychologią postaci. I jako taki artefakt minionej epoki może być interesujący.

„Łowca śmierci II: Pojedynek tytanów”

Od premiery pierwszej części minęły 4 lata. Na stołku reżyserskim zasiadł Jim Wynorski, podopieczny Rogera Cormana, spec od taniego kina robionego z przymrużeniem oka. W 1987 r. Wynorski miał na koncie tylko dwa filmy – „Roboty śmierci” i „The Lost Empire”. „Łowca śmierci II” to pierwszy z licznych wyreżyserowanych przez niego sequeli cudzych dzieł. Już w 1989 r. nakręcił przecież „Powrót potwora z bagien”.
Wynorski ma poczucie humoru, choć może niespecjalnie finezyjne, ale to właśnie ono dało drugiej części „Łowcy śmierci” coś, czego pierwsza nie miała: lekkość.

fot. Łowca śmierci II, 1987

W dwójce Ricka Hilla zastąpił przystojny John Terlesky, który u Wynorskiego grał już w „Robotach śmierci”. Terlesky wziął postać Łowcy w duży nawias, czasami niemal spogląda w oko kamery, jakby chciał powiedzieć: widzicie, co tu się dzieje? Łowca w jego wydaniu to flirciarz bardziej w stylu Hana Solo, a nie troglodyta nieszanujący nietykalności cielesnej.

fot. Łowca śmierci II, 1987

Scenariusz drugiej części cyklu, wspólnie z Wynorskim napisał Neil Ruttenberg, autor późniejszego skryptu do „Żmii” z Lorenzo Lamasem. Fabuła niewiele różni się od tej znanej z jedynki. Łowca Śmierci musi pomóc pięknej jasnowidzce, księżniczce pod przykrywką, w odzyskaniu jej tronu. A to nie będzie proste, bo zły czarnoksiężnik Jarek wraz z czarodziejką Sultaną, stworzyli kopię księżniczki. Sporo tu przaśnego humoru, słabego aktorstwa i pociesznych efektów specjalnych. Niech wam wystarczy to, że czarodziejska kula to zwykła klamka do drzwi.

fot. Łowca śmierci II, 1987

Terlesky jako Łowca błyszczy. A na ekranie towarzyszy mu – w podwójnej roli złej i dobrej księżniczki – Monique Gabrielle, ulubiona swego czasu aktorka Wynorskiego. Gabrielle zaczynała w kinie erotycznym, szybko jednak wsunęła stopę w drzwi Hollywood. U Wynorskiego grała m.in. w „Powrocie potwora z bagien”, „Nie z tej ziemi” i „Transylvania Twist”.
W Sultanę wciela się kolejna faworyta Wynorskiego – Toni Naples, która podobnie jak Gabrielle grała w wielu jego filmach.

„Łowcę śmierci II” ogląda się bezboleśnie. To miły powiew świeżego zefirku po topornej pierwszej części. A Terlesky to dziś uznany reżyser seriali „Castle” i „Czarna lista”.

„Łowca śmierci 3: Deathstalker i Wojownicy z Piekieł”

Trzecia część cyklu premierę miała rok później, w 1988 r. To powrót do przyciężkiej estetyki pierwszej odsłony. I nic dziwnego – scenariusz napisał ponownie Howard R. Cohen. I widać tu jego rękę.

fot. Łowca śmierci 3, 1988

Łowca ponownie musi się zmierzyć ze złym czarnoksiężnikiem, a u jego boku znowu uwieszona jest piękna księżniczka. Tym razem jednak Deathstalker ma twarz Johna Allena Nelsona, aktora znanego z filmów „Mordercze klauny z kosmosu” i serialu „Słoneczny patrol”. Nelson charyzmy ma znacznie mniej niż Terlesky i Rick Hill. Pewnie dlatego, trzecia część serii ani ziębi, ani grzeje.
Na ekranie towarzyszy Nelsonowi m.in. piękna Terri Treas, którą ja najbardziej lubię w filmie „Dom IV”, a która zagrała w kilkudziesięciu produkcjach, w tym – w serialu „Alien Nation” i telenoweli „Santa Barbara”. W filmie gra też Carla Sands, która wystąpiła też w „Modzie na sukces”, a w 2017 r. została…ambasadorem USA w Danii.
„Łowca śmierci 3: Deathstalker i Wojownicy z Piekieł” to dziecko Alfonso Corony, dla którego jest to najbardziej znany film w dorobku. I nietrudno zgadnąć dlaczego. To najmniej interesujący film w serii.

Łowca śmierci 4: Starcie z Tytanami

Rick Hill wraca jako Deathstalker. Po blisko dekadzie (czwarta część na rynku VHS pojawiła się w 1991 r.) znowu założył na czoło opaskę Łowcy Śmierci, a na twarzy – ma przyklejony jego krzywy uśmieszek. Scenariusz napisał Cohen, który film również wyreżyserował. Tym razem jednak pozwolił sobie na trochę więcej luzu, dzięki czemu 4. część serii jest oglądalna. I to mimo paskudnych scen walki, kiepskiego aktorstwa i nonszalancko recyklingowanych scen z poprzednich filmów.

fot. Łowca śmierci IV, 1991

Starszy i mniej szowinistyczny Łowca wraca do gry. Z piękną księżniczką Dionarą u boku bierze udział w turnieju na śmierć i życie. Organizuje go okrutna królowa.

fot. Łowca śmierci IV, 1991

Aby naprawdę dobrze się bawić w czasie seansu, trzeba przymknąć oko na wiele rzeczy. Wspomniałam już o scenach walki. Otóż wyglądają tak, jakby aktorzy improwizowali i markowali ciosy ze strachu, że zaraz się naprawdę poranią. Mimo to ogląda się to przyjemnie, głównie dzięki obsadzie, która nic sobie nie robi z niskiego budżetu i najwyraźniej – wszyscy dobrze się bawili na planie filmowym w Bułgarii.
Oprócz Ricka Hilla, który wraca w chwale jako Deathstalker, w tej części grają m.in. Maria Ford i Michelle Moffett. Pierwsza z nich to ulubienica Rogera Cormana, która w latach 80 i 90. zagrała w największych hitach produkowanych przez należące do niego wytwórnie New Concrode i New Horizons. Ford w 1991 r. dopiero sięgała po sławę w wąskich kręgach fanów produkcji z niższych półek wypożyczalni VHS, ale już kolejne lata przyniosły jej popularność. Zagrała m.in. w „Aniele zagłady” z 1994 r., „Striptizerce” z 1995 r. i kilkudziesięciu innych filmach, które swoją charyzmą ciągnęła na wyższy poziom.
Moffett to z kolei aktorka znana m.in. z drugiej części „Czarnoksiężnika” z Julianem Sandsem.

fot. Łowca śmierci IV, 1991

Seria „Łowca śmierci” to nie jest kino dla wielbicieli ambitnych filmów. To nie jest nawet seria dla fanów produkcji fantasy. To raczej rarytas dla miłośników campu i pięknych kobiet minionej epoki. Widzów, którym nie przeszkadzają ciarki wstydu od czasu do czasu przebiegające po plecach.

Wszystkie części znajdziecie na Amazonie.