„W martwej strefie”. Z większym budżetem byłoby super

„W martwej strefie” wygląda jak tanie popłuczyny po „Mad Maxach”, jakich wiele naprodukowano w latach 80. Ale jest czymś znacznie więcej. Błyskotliwym pastiszem gatunku, który z większym budżetem mógłby zrobić prawdziwą furorę.

fot. fragment plakatu

W tym filmie z 1989 r. Bruce Abbott (cztery lata po „Re-Animatorze”, rok po „Nocnych koszmarach”) gra niedorzecznie fajnego Swana, który niebezpieczeństwu w oczy patrzy od niechcenia. I to niebezpieczeństwo odwraca wzrok. W nieokreślonej przyszłości Swan przemierza Ziemię po katastrofie nuklearnej. Niedobitki ludzkości próbują jakoś związać koniec z końcem, terroryzowane przez dzikie bandy. Jedyną ostoją dawnej cywilizacji wydaje się tajemniczy klasztor, którego mnisi strzegą nienazwanego skarbu. Łapy na nim położyć chcą m.in. muskularna Manthis (kulturystka Teagan Clive, która grała jeszcze w „Alienatorze”) – szukająca kochanka idealnego tyranka gotująca śmierć tym, którzy nie są w stanie jej zaspokoić – i raczej średnio rozgarnięta prawa ręka Manthis, Balzakan.
Swan już w pierwszej scenie nie pozostawia wątpliwości, kto na ekranie jest najbardziej cool. W czarnej skórze, z dwudniowym zarostem najpierw ogrywa innych w rosyjską ruletkę, a potem wywołuje bójkę barową, w czasie której umyka przed wierzycielami.

Panasonic, skarb i kulturystka

W dalszej części swej wędrówki natyka się na mnicha o imieniu Panasonic, który wraz z innymi strzegł skarbu, a po potyczce z ludźmi Manthis (mnisi przegnali ich wytwarzając niemożliwe do przerwania pole magnetyczne) wyruszył w drogę na życzenie umierającego mistrza , aby uratować skarb i klasztor. Niestety, jego niezależność nie trwa długo, bo zostaje ukąszony przez węża. Ratuje go Swan.
Panasonic i inni mnisi potrafią porozumiewać się myślami i odczytywać pragnienia innych . Stąd mnich wie, że Swan myśli o niewolnicy, którą zobaczył przelotnie w barze. Dwoje nowych przyjaciół wyrusza, aby ją odbić, a potem postanawiają pokonać Manthis, Balzakana, ochronić skarb etc.

Trudno się w „W martwej strefie” doszukiwać sensu. Fabuła niezbyt się klei, dźwięk, dialogi i montaż wołają o pomstę do nieba, ale to nie ma znaczenia. Jest tu kilka scen, które utwierdziły mnie w przekonaniu, że te 90 min. seansu nie było czasem straconym.
Po pierwsze, Bruce Abbot robi ze Swana nieco tańszą, ale nie mniej uroczą wersję Hana Solo. Zawadiacki Swan to jeden z najmocniejszych punktów filmu. Ma kilka rozbrajających momentów: np. gdy przygładza jednemu z mnichów niesforny kosmyk, albo gdy w scenie z Manthis, która ma parodiować sceny sceny z filmów erotycznych, gdzie bohaterowie karmią się nawzajem z zamkniętymi oczami, marszczy się jak rozkapryszone dziecko czy komicznie zjada całego banana na raz.

Deran Serafian w drodze po sławę

Tych smaczków jest więcej. Fani komedii na pewno docenią postać jednego z sługusów Manthis, który cieszy się, gdy w garb trafia go strzała, a w pewnym momencie nieoczekiwanie się wysadza. Jakby trochę się nudził.
Specjalnie zostawiam na koniec reżysera, bo jego nazwisko było dla mnie sporym zaskoczeniem.

To Deran Serafian, dla którego „W martwej strefie” jest trzecim po „Drapieżcy z kosmosu” i „To Die For” filmem w karierze . Na koncie ma mocne thrillery z lat 90., m.in. „Wykonać wyrok” z JCVD „Gunmen” i „Drogę śmierci” z Christopherem Lambertem, a także odcinki najpopularniejszych seriali ostatnich lat – „Doktora House’a”, „CSI: Kryminalnych zagadek Nowego Jorku”, a ostatnio – nowego „Potwora z bagien”. Scenariusz „W martwej strefie” napisał wspólnie z Claudio Fragasso („Troll 2”).

Oprócz Abbotta, którego potencjału Hollywood nigdy nie wykorzystało, w filmie występują m.in. Beatrice Ring („Zombi 3”), wspomniana już Clive i w roli Balzakana – John Armstead, który grał m.in. w „Blue Tornado”. W Panasonica wcielił się Kiro Wehara, który wcześniej zagrał w „Atorze niezwyciężonym”, a „W martwej strefie” to ostatni film w jego karierze. Miejscie też oczy szeroko otwarte. W jednej ze scen zobaczycie piękną Laurę Gemser, gwiazdę serii o Emmanuelle. A żałosnego handlarza niewolników gra Franco Diogene, zmarły w 2005 r. aktor znany m.in. z „Imienia róży” i „Wielkiego błękitu”.