„Stalowy świt”. Patrick Swayze prawie jak Szalony Max

Jest w „Stalowym świcie” („Steel Dawn”) kilka świetnych scen. Jak np. ta otwierająca film, w której Patrick Swayze medytuje stojąc na głowie, obserwując wywrócony do góry nogami świat po III wojnie światowej, która pozostawiła po sobie zgliszcza. Jego bohater, bezimienny Nomad, przemierza samotnie pustkowia, od czasu do czasu dobywając miecza wykutego ze stali pamiętającej lepsze, bardziej cywilizowane czasy.
W świecie, w którym żyje, niedobitki ludzkości organizują się w małe miasta czy farmy i szukają nieskażonej wody, która jest gwarantem przeżycia. Samotni wędrowcy, tacy jak on, skazani są na ciągłe potyczki z szukającymi słabszych obwiesiami. Na szczęście, Nomad, oprócz długiego warkocza i stroju godnego gwiazdy rocka z lat 80., ma jeszcze przeszłość wojskowego z czasów wojny i niezwykle cenne umiejętności – jest mistrzem sztuk walki wszelkiej maści i użyje tych talentów przeciwko każdemu, kto spróbuje zaburzyć mu spokój.

fot. kadr z filmu

„Stalowy świt” to film z 1987 r., można go więc spokojnie zaliczyć do klonów „Ucieczki z Nowego Jorku” i „Mad Maxa”, które zalały wypożyczalnie kaset VHS. Film w reżyserii Lance’a Hoola („Zaginiony w akcji 2”) jest jednak znacznie lepszy niż może wynikać z opisu. Scenariusz „Stalowego świtu” napisał Doug Lefler, który wcześniej pracował m.in. nad scenariuszem do zapominanego disnejowskiego klasyka „Taran i magiczny kocioł”. Lefler z generycznej historii opowiadanej już kilkadziesiąt razy zrobił coś świeżego. Czy to zasługa dowcipnych dialogów i nieźle napisanej postaci Nomada? A może pogłębionych bohaterów drugiego planu?

fot. kadr z filmu

Patrick Swayze na post-apokaliptycznym pustkowiu

Nomada poznajemy na pustyni. Twierdzi, że to jego dom. Niczego się nie boi, bo z mieczem w garści sprosta każdemu. Przypadkiem spotyka swojego dawnego mistrza i nauczyciela – Corda, który zdradza byłemu uczniowi, że jedzie do miastecka Meridian z pewną misją. Otóż jest tam źródło wody, które stało się też źródłem konfliktu pomiędzy mieszkańcami. Cord jedzie tam, by załagodzić spór, ale nie dane będzie mu dotrzeć do celu. Zostaje na oczach Nomada zamordowany przez najemnych zbirów. Komuś bardzo zależy na tym, by nie dotarł do Meridian, na szczęście – Nomad ma sporo czasu i postanawia ukończyć misję swojego mistrza.
Tutaj następują przydługie sekwencje wędrówki przez pustynię (film kręcono w Namibii) i Nomad dociera do farmy zaradnej Kashy, która po śmierci męża (poległ w czasie wojny) radzi sobie sama przy pomocy najemnych pracowników, a jej jedyną pociechą jest syn.

fot. kadr z filmu

Nomad i Kasha przypadną sobie do gustu, ale na horyzoncie szybko pojawią się problemy. Lokalny watażka Damnil chce położyć łapy na źródle wody płynącym pod domem Kashy, w dodatku to on kazał zamordować Corda. A krok w krok chodzą za nim zbiry, którym Nomad utarł nosa i teraz chcą się zemścić.
Biedny Patrick Swayze ma tu pełne ręce roboty, ale i tak znajduje czas na sceny kąpieli, co jest zrozumiałe – w końcu po „Dirty Dancing” był jednym z najbardziej pożądanych mężczyzn na świecie.
„Stalowy świt” ogląda się przyjemnie, choć tę historię każdy z nas zna już przecież na pamięć. Woda była już też źródłem problemów w lepszym (moim zdaniem) „Świat oszalał” i niejeden bohater kina post-apokaliptycznego odchodził też w świat, z psem drepczącym u nogi. Dodatkowo „Stalowy świt” uznawany jest za futurystyczny remake westernu „Jeździec znikąd” z 1953 r.

Swayze poznaje żonę

Swayze jako charyzmatyczny milczek, chwytający za broń pod byle pretekstem, naprawdę daje radę. „Stalowy świt” to film pochodzący z jego najlepszego okresu i oglądając go nietrudno zgadnąć, co sprawiło, że dostawał tony listów od fanek. Na planie produkcji Hoola pracował z kobietą, która pokrzyżowała jednak plany zakochanym w nim wielbicielkom – swoją żonę Lisę Niemi, która w „Stalowym świcie” sprawdziła się jako aktorka. Jej Kasha to silna, spalona słońcem kobieta pustyni. Radziła sobie przed przybyciem Nomada i po jego odejściu też sobie poradzi.
Od pozytywnej strony – co dość zaskakujące biorąc pod uwagę większość jego ról – zaprezentował się znany z ról w „Łowcy androidów” i „Piątym elemencie” Brion James. Tutaj wciela się w poczciwego Tarka, pomocnika Kashy, który zawiera z Nomadem szorstką przyjaźń.
Fajnie wypadają też czarne charaktery – oba nieco karykaturalne. Danmila zagrał znany z „Licencji na zabijanie” Anthony Zerbe, ale to jego prawa ręka skupia na sobie więcej uwagi. Biegłego w sztukach walki Sho – który Nomada traktuje jak znalezionego w końcu po latach godnego przeciwnika – gra Christopher Neame, którego fani kina klasy B na pewno pamiętają z filmów: „Moce ciemności” i „Rycerz uliczny”. Na drugim planie – początkujący Arnold Vosloo – późniejszy Pan Mumia.