„Nocni najeźdźcy”. George R.R.Martin na długo przed „Grą o tron”

Pewnie nikt by o „Nocnych najeźdźcach” („Nightflyers”) nie pamiętał, gdyby nie chwała i splendor, jakie spłynęły na George’a R.R. Martina po publikacji książkowej sagi „Pieśń lodu i ognia” i oczywiście – zrealizowaniu na jej podstawie bijącego rekordy popularności serialu „Gra o tron”. „Nocni najeźdźcy” to pierwsza pełnometrażowa ekranizacja prozy Martina, a konkretnie – opublikowanej w 1980 r. noweli, która ponownie – na fali sukcesu „Gry o tron” – przeniesiona na ekran została w ubiegłym roku, w formie liczącego 10 odcinków serialu stacji SyFy.
Film „Nocni najeźdźcy” na ekrany kin trafił w 1987 r., a scenariusz napisał Robert Jaffe, znany wielbicielom kina kultowego jako autor „Piekielnego motelu” i „Diabelskiego nasienia”. Na stołku reżyserskim zasiadł Robert Collector, który skrył się za pseudonimem „T.C. Blake”, a w 1992 r. napisał scenariusz do „Wspomnień niewidzialnego człowieka”. Collector nie użył pseudonimu przez skromność – przed zakończeniem pracy nad montażem „Nocnych najeźdźców” porzucił produkcję i zażądał, aby jego nazwisko zostało wykreślone z listy twórców. Martin też nie był zadowolony z ekranizacji, bo z powodu niskiego budżetu sporo wątków i scen obecnych w jego noweli usunięto w scenariuszu. Ostatecznie film zarobił nieco ponad 1 mln dol. i nie rzucił też na kolana stałych bywalców popularnych w drugiej połowie lat 80. wypożyczalni.

fot. kadr z filmu

Trudna relacja syna i komputera-matki

Akcja filmu rozgrywa się w dalekim XXI w. Grupa badaczy o telepatycznych umiejętnościach, pod wodzą ekscentrycznego profesora z dyskusyjną przeszłością, chce zbadać sygnały dochodzące z głębokiego kosmosu. Ich źródłem jest najprawdopodobniej inna cywilizacja, a szereg umiejętności zespołu, w tym te paranormalne, mają zapewnić misji sukces. W podróż w nieznane bohaterowie wyruszą na pokładzie gigantycznego statku, tak zaawansowanego technologicznie, że nie potrzebuje załogi. Na pokładzie będą więc jedynymi ludźmi, a kapitanem latającej cytadeli jest tajemniczy Royd Eris, występujący zawsze w formie hologramu. To oczywiście nie budzi zaufania zespołu, choć Eris świetnie dogaduje się z piękną Mirandą Dorlac, kierowniczką projektu, która jako jedyna traktuje kapitana jako człowieka.

fot. kadr z filmu

Zamknięci w wielkiej puszce badacze zaczynają skakać sobie do gardeł, napięcie i samotność wydaje się trudna do zniesienia. W dodatku okaże się, że to nie statek wiedzie ich w niebezpieczne nieznane. Największe zagrożenie czyha na nich na pokładzie, bo komputer pokładowy zaczyna być zazdrosny o relację Royda i Mirandy.
Jak to możliwe? Otóż stworzony został na podobieństwo projektantki statku, która zamknęła w nim swoją jaźń. Tuż przed śmiercią, samotna i aspołeczna stworzyła Royda. Miał być jej kochankiem, ale nim Eris się urodził, kobieta umarła. Łączy go z komputerem dziwna relacja. Z jednej strony jest to związek syna i matki, z drugiej – z jej strony – podszyta jest erotyzmem. Eris będzie musiał zdecydować, czy chce się wyrwać z pod jej panowania i zacząć żyć jako mężczyzna, a nie hologram.

Catherine Mary Stewart i Robin Hood

„Nocni najeźdźcy” to ponure sci-fi z wątkiem melodramatycznym, taka gatunkowa hybryda, która rozczaruje fanów kina akcji, ale może przypaść do gustu wielbicielom klimatu, bo tego w filmie Collectora na pewno nie brakuje. Bywa klaustrofobicznie, duszno i niepokojąco. Bohaterowie są interesujący, podobnie jak relacje między nimi, a wątek romansowy jest sentymentalny w granicach rozsądku i nie przyćmiewa fabuły. Nie czytałam noweli Martina, być może po lekturze uznam, że film jest kaszanką tysiąclecia. Na świeżo po seansie, mogę tylko powiedzieć, że mi się podobał i oglądałam z zainteresowaniem. Oczywiście filmów o statkach kosmicznych zwracających się przeciwko załodze było sporo, ten jednak ma w sobie coś oryginalnego – zapewne chodzi o mocno rozrysowaną psychologię postaci i wręcz grecką tragedię rozgrywającą się w tle.
Wyrastającą na główną bohaterkę już w pierwszych scenach Mirandę (narratorkę „Nocnych najeźdźców”) gra Catherine Mary Stewart, czyli pamiętna Reg z „Nocy komety”. Miranda to charakterna, silna kobieta, akrobatka z zamiłowania. Na ekranie partneruje jej Michael Praed (słynny serialowy Robin Hood), która z dużą wrażliwością wciela się w Erisa. W obsadzie znaleźli się też m.in. John Standing, znany m.in. z filmów „Orzeł wylądował” i „Człowiek słoń”, Lisa Blount („Radioaktywne sny”, „Książę ciemności”, „Ślepa furia”), charyzmatyczny Michael Des Barres, czyli Murdoc z „MacGyvera” i znana z „Mojej krwawej Walentynki” Helene Udy.