„Przyjaźń na śmierć i życie”. Ten mniej znany film Wesa Cravena

„Przyjaźń na śmierć i życie” („Deadly Friend”) to pierwszy kinowy film Wesa Cravena po „Koszmarze z ulicy Wiązów” (1984). Film dziwny, nierówny, ale diabelsko interesujący.
„Przyjaźń na śmierć i życie” to z założenia horror sci-fi, adaptacja powieści Diany Hanstell wydanej w 1985 r. i opowieść nie tyle o przyjaźni, co o okrucieństwie i niezrozumieniu dorosłych, które towarzyszy dorastaniu. Craven był reżyserem bardzo wrażliwym na sytuację dzieci i młodzieży. Widać to już w „Koszmarze…”, w którym pozostawione sobie, samotne dzieciaki muszą mierzyć się w pojedynkę ze swoimi lękami i Kruegerem, widać też w późniejszym (i znacznie lepszym) horrorze polanym czarnym humorem „W mroku pod schodami”.
Craven nie chciał, aby „Przyjaźń…” była typowym horrorem. Niestety, studio wymogło sfilmowanie dodatkowych, krwawych scen i całkowicie pomieszało reżyserowi szyki. W efekcie w jego filmie sporo jest makabrycznych sekwencji, które niespecjalnie pasują do reszty i sprawiają, że historia trafi nieco swoją wymowę.

fot. kadr z filmu

Przyjaźń silniejsza niż śmierć

A jest interesująca. Główny bohater „Przyjaźni na śmierć i życie”, nastoletni Paul, właśnie przeprowadził się wraz z matką do małego miasteczka uniwersyteckiego. Paul jest młodocianym geniuszem, za którym krok w krok podąża skonstruowany przez niego robot BB. Przeprowadzka to dla niego okazja, by popracował na miejscowym uniwersytecie, zdobył stypendium i korzystał ze specjalistycznego sprzętu. To też dla niego sposobność, by zakochał się w pięknej sąsiadce, Sam. Dziewczyna nie ma łatwego życia: znęca się nad nią ojciec, nie ma żadnych znajomych i dopiero Paul daje jej namiastkę przyjaźni, której tak bardzo potrzebuje. Ale nastolatkom nie długo przyjdzie cieszyć się nową znajomością. Ojciec Sam w furii zepchnie dziewczynę ze schodów, co sprawi, że Sam zapadnie w śpiączkę, a w rezultacie umrze.

fot. kadr z filmu

Ale Paul nie chce się pożegnać z przyjaciółką. Wykorzysta swoją wiedzę i części BB, aby przywrócić Sam do życia. Ożywiona dziewczyna zapragnie jednak zemsty.
I to nie tylko na ojcu-mordercy, ale też wrednej sąsiadce konfiskującej piłki i świecie dorosłych w ogóle. Paul stanie przed dylematem: czy chronić przyjaciółkę bez względu na wszystko, czy może jednak przyznać przed sobą samym, że zabawa w boga go przerosła?
Sporo jest w „Przyjaźni na śmierć i życie” smutku, dlatego krwawe sceny (np. ta z dekapitacją piłką) nieco zaburzają rytm filmu. Choć historia miejscami jest niedorzeczna, to film ratuje wzbudzające współczucie aktorstwo.

Kristy Swanson w pierwszej roli

Wcielająca się w Sam Kristy Swanson na planie „Przyjaźni na śmierć i życie” zaliczyła swój debiut. Miała 16 lat i dopiero miała stać się pierwszą filmową Buffy, zagrał w filmach „Autostrada do piekła”, „Fantom” i „Pościg”. Jej Sam jest zdezorientowaną, nieszczęśliwą i zdesperowaną nastolatką. Swanson przeszła przed zdjęciami trening z pantomimy, co pomogło jej przekonująco wcielić się w robota. Niektóre sceny z nią mogą dziś nieco bawić, trzeba jednak przyznać, że aktorka zrobiła dobrą robotę. Towarzyszący jej jako Paul aktor Matthew Labyorteaux miał zdecydowanie mniej szczęścia, jeśli chodzi o rozwój kariery. Dziś może wydawać się znajomy fanom serialu „Domek na prerii”, od 1986 r. nie zagrał jednak w żadnym filmie kinowym, a jego dorobek składa się głównie z ról dubbingowych.

fot. kadr z filmu

Oprócz Swanson i Labyorteaux , na ekranie zobaczycie też wspaniałą jak zawszę Anne Ramsey, czyli niezapomnianą Mamę Fratelli z „Goonies”. Tutaj gra wredną sąsiadkę Elvirę Parker, która wymachuje przed dzieciakami strzelbą i czerpie wielką radość z przetrzymywania ich piłki. Za co spotka ją kara.
Scenariusz filmu, na specjalne życzenie Cravena, napisał Bruce Joel Rubin, późniejszy zdobywca Oscara za scenariusz melodramatu „Duch”. Podobnie jak Craven, Rubin chciał zrobić z „Przyjaźni na śmierć i życie” melancholijną opowieść o związku dusz, którego nie zniszczy nawet śmierć. Efekt końcowy daleki jest od tego zamysłu, ale jeśli „Przyjaźń…” jest porażką, to i tak wśród porażek wypada całkiem nieźle.