„Bitwa wśród gwiazd”. „Gwiezdne wojny” na kolanie

Sukces „Gwiezdnych wojen” w 1977 i 1980 r. sprawił, że hollywoodzcy producenci gorączkowo zaczęli się zastanawiać, jakby na tym zarobić i przy okazji uniknąć oskarżeń o plagiat. Jednym z nich był Roger Corman, papież złego kina i król filmów klasy B, który całą swoją karierę zbudował na obserwowaniu trendów i produkowaniu filmów nieco tańszych niż ich inspiracje. Wystarczy wspomnieć lawinę barbarzyńskiego fantasy, którą zalał rynek wideo zarabiając na sukcesie „Conana Barbarzyńcy”, z którego produkcją nie miał nic wspólnego. Ale do rzeczy.
„Bitwa wśród gwiazd” („Battle Beyond the Stars”) to jedna z wielu imitacji „Gwiezdnych wojen”, jakie powstały w pierwszej połowie lat 80. Wystarczy wymienić tu wspaniałego „Krulla” (1983) Petera Yatesa, czy „Ostatniego gwiezdnego wojownika” (1984) Nicka Castle’a.

fot. kadr z filmu

„Bitwa wśród gwiazd” była jednak wcześniej, bo Corman szybko zrozumiał, że trzeba działać błyskawicznie. Z portfela wysupłał więc 2 mln dol, co jak na jego produkcje jest imponującą kwotą, a na stołku reżyserskim posadził Jimmy’ego T. Murakamiego, reżysera m.in. animacji „Heavy Metal” i „A gdy zawieje wiatr”.

fot. kadr z filmu

Film miał być z założenia kosmicznym remake’em „Siedmiu wspaniałych”, a w rzuceniu widzów na kolana miała pomóc Cormanowi nieco już zsiadła aktorska śmietanka – George Peppard, czyli Paul ze „Śniadania u Tiffany’ego”, tuż przed „Drużyną A”, Robert Vaughn, a więc Lee z oryginalnych amerykańskich „Siedmiu wspaniałych” (to z kolei remake „Siedmiu samurajów”) oraz John Saxon („Wejście smoka” i „Czarna święta”) i Sybil Daning, ikona kina klasy B, która w latach 80. grała niemal w każdej produkcji Cormana, która wymagała nieustraszonej wojowniczki w skąpym stroju.

Siedmiu wspaniałych w kosmosie

Fabuła więc, tak jak w „Siedmiu wspaniałych”, jest prosta. Oto poczciwa planeta Akir zostaje napadnięta przez Sadora, okrutnego międzygalaktycznego watażkę (Saxon w dziwnej charakteryzacji). Ludność Akiru nie ma pojęcia o wojnie i broni, ale postanawia walczyć. Młody i wyjątkowo mało charyzmatyczny Shad (znany z serialu „The Waltons” Richard Thomas) zgłasza się na ochotnika, by wyruszyć w nieznane i odnaleźć chętnych do walki o Akir najemników. Na pokładzie pyskatego gadającego statku odwiedzi więc kolejne planety napotykając ich dziwnych mieszkańców. Wśród nich znajdzie np. Nanelię – piękną córkę profesora konstruującego roboty, starożytną cywilizację posiadającą jedną świadomość, oraz wisienki na torcie – ziemskiego kowboja (Peppard) zafascynowanego westernami, cynicznego najemnika samotnie wegetującego na niegdyś potężnej planecie (Vaughn) oraz nieco karykaturalną walkirię, która chce spektakularnie umrzeć w walce (Danning).

fot. kadr z filmu

„Gwiezdne wojny” to też przecież żadna pogłębiona psychologicznie opowieść, ale „Bitwa wśród gwiazd” uderza swoim infantylizmem. Główny bohater nie budzi żadnych uczuć, miejscami irytuje, a poszczególnym bohaterom poświęcono zbyt mało czasu, byśmy zdążyli ich polubić i pożałować, gdy po kolei giną. Na uwagę zasługują jednak wspaniała muzyka Jamesa Hornera, który do filmu Cormana napisał jedną ze swoich pierwszych ścieżek dźwiękowych (potem Corman wykorzystywał ją w wielu filmach, podobnie jak sceny z „Bitwy…”) oraz efekty specjalne, za które odpowiadał m.in. …James Cameron, któremu Corman dał szansę i który potem stał się jednym z najbardziej cenionych reżyserów w historii – z „Terminatorami”, „Titanikiem” i „Avatarem” na koncie.

Być jak Mark Hamill

„Bitwa wśród gwiazd” może i zebrała mieszane recenzje, ale przy 2 mln dol. budżetu zarobiła ponad 8 mln dol. stając się dla Cormana jedną z najbardziej dochodowych produkcji lat 80. Spragnieni baśni widzowie nie zwracali uwagi na mielizny scenariusza oraz infantylne dialogi i film stał się pozycją kultową.
Szkoda tylko Richarda Thomasa, który zapewne liczył na to, że zostanie nowym Markiem Hamillem, herosem kina fantasy i sci-fi. Jego Shad nie ma jednak wdzięku Luke’a Skywalkera, trudno się też z nim utożsamiać. Thomas w latach 80. grywał więc głównie w telewizji, a w latach 90. wystąpił jako Bill w telewizyjnej wersji „To” na podstawie powieści Stephena Kinga.
W „Bitwie wśród gwiazd” zwróciłam uwagę na piękną Darlanne Fluegel w roli Nanelii. Zmarła w 2017 r. aktorka była potem Eve w „Dawno temu w Ameryce, zagrała też w drugiej części „Smętarza dla zwierzaków” i trzeciej odsłonie serii „Człowiek ciemności”. Szkoda, że „Bitwa wśród gwiazd” nie uczyniła z niej gwiazdy na miarę Carrie Fisher, choć za to winić można jedynie scenariusz Johna Saylesa, który w latach 90. zasłużenie zgarnął dwie nominacje do Oscara – za scenariusze do filmów „Na granicy” i „Wygrać z losem”.