„Dom wiedźmy”. Kiedy impreza umiera (i goście też)

Pewnie nie porwałabym się na „Dom wiedźmy” („Witchouse”), gdyby nie to, że to jeden z ostatnich filmów studia Full Moon Features w latach 90., blade odbicie wcześniejszych produkcji, reżyserowane niepewną już nieco ręką Davida DeCoteau, który w latach 80. dał nam „Creepzoidów” i „Dziewczęcy klub” – oba filmy z niezrównaną Linneą Quigley, jedną z trzech oryginalnych królowych krzyku.
„Dom wiedźmy” z 1999 r. to produkcja z okresu schyłku studia, niemal już końca ery wypożyczalni kaset wideo. Jeden z tych horrorów, które nie straszą, za to serwują nieco nagości licząc na widzów w wieku dojrzewania.
„Dom wiedźmy” został nakręcony w zaledwie osiem dni, na podstawie scenariusza Charlesa Banda wstydliwie kryjącego się pod pseudonimem Robert Talbot.

fot. kadr z filmu

Film zaczyna się od mało klimatycznej i pomysłowej sceny. Parka mieszczuchów przyjeżdża do ponurego domu, którego właścicielką jest ich przyjaciółka – nosząca się na czarno Elizabeth. Są jedynymi gośćmi, a gospodyni nie widać, więc postanawiają uprawiać seks w jednym z oświetlonych świecami, obwieszonych gobelinami pomieszczeń Wtem, z mroku wyłania się straszna istota o rozświetlonych źrenicach i morduje ich w mało spektakularny sposób.

fot. kadr z filmu

Zaczyna się właściwa akcja: pozostali goście przyjeżdżają potem i są to oczywiście sami atrakcyjni ludzie. Elizabeth wita ich w powłóczystych szatach i rzuca enigmatyczne uwagi o szczególnej nocy, pełni, a potem – nie siląc się już na subtelności – zrywa z podłogi dywanik, pod którym kryje się pentagram. Okazuje się, że nie bez powodu zaprosiła przyjaciół tej nocy. Chce wskrzesić ducha swojej martwej babki, Lilith.

fot. kadr z filmu

Została spalona w czasie procesów czarownic w Dunwich, a goście Elizabeth są z kolei potomkami tych, którzy ją osądzili. Elizabeth szykuje więc zemstę, część gości zginie, albo zostanie zamieniona w demony, a wielbiciele horrorów niespecjalnie mają tu czego szukać, bo ani nie jest tu strasznie, ani zabawnie. A momentami wręcz śmiertelnie nudno. Nawet kiedy gdzieś na boku rozwija się niemrawo romans pomiędzy parą prawiczków (wstrzemięźliwość, zgodnie z prawami rządzącymi horrorem zapewni im przetrwanie).

fot. kadr z filmu

O obsadzie niewiele można powiedzieć, bo większość występujących tu aktorek i aktorów ma na koncie zaledwie kilka ról. Moją uwagę zwróciła Brooke Mueller, grająca tu pyskatą, zadającą wiele retorycznych pytań Janet. Mueller była w 1999 r. przyszłą byłą żoną Charliego Sheena (pobrali się w 2008 r., rozwiedli kilka lat później) i dość szybko rzuciła karierę aktorską. Jak wyczytałam – pracuje jako agentka nieruchomości.
Jej ekranowy kumpel, Tony, ma twarz Dave’a Orena Warda, którego pamięci „Dom wiedźmy” został zadedykowany. Ward zginął w czasie postprodukcji, w czasie ataku nożownika.
Mimo wątpliwej jakości, „Dom wiedźmy” doczekał się nie jednego, a dwóch sequeli – i to rok po roku (2000 i 2001). Ale kto zrozumie rynek tanich filmów?