Morderstwo przez telefon, reż. Michael Anderson, rok prod. 1982, plakat filmu, New World Pictures

„Morderstwo przez telefon”. Kanadyjski thriller z Chamberlainem

Na opustoszałej stacji metra nagląco dzwoni telefon miejski. Młoda dziewczyna początkowo chce zignorować uporczywy dzwonek, ale ostatecznie podnosi słuchawkę. Ginie nie wiedząc nawet, co się dzieje. Z jej oczu i nosa sączy się krew. Morderca zabija przez telefon, morduje wysoką częstotliwością.
„Morderstwo przez telefon” to kanadyjski thriller, który powstał w 1980 r., a na ekrany kin trafił dwa lata później. Zarówno tytuł jak i plakat filmu (z krzyczącą kobietą przypominającą obraz Muncha) sugerują, że film nominowanego do Oscara za „W 80 dni dookoła świata” Michaela Andersona (wyreżyserował także „Ucieczkę Logana”) to prosty slasher, nic jednak bardziej mylnego.

„Morderstwo przez telefon” to niepokojący techno-thriller noszący znamiona prawdopodobieństwa, wpisujący się w postęp technologiczny, który sprawił, że telefony najpierw znalazły się niemal w każdym domu na terenie USA, a następnie niemal w każdej kieszeni na całym świecie.

Zamordowana dziewczyna to była studentka uniwersyteckiego profesora – obdarzonego przystojnym obliczem Richarda Chamberlaina – ekologa Nata Bridgera. Profesor postanawia przeprowadzić śledztwo, bo nie wierzy by dziewczyna zmarła – jak orzekł koroner – na zawał serca. Tropy prowadzą do firmy telekomunikacyjnej, a konkretnie – do niezadowolonego i rozczarowanego systemem pracownika, który opracował urządzenie umożliwiające zabijanie wysoką częstotliwością.

W 1980 r. Chamberlain był gwiazdą światowego formatu – jako Aramis z „Trzech muszkieterów”, tytułowy „Szogun” i oczywiście Ralph de Bricassart z serialu „Ptaki ciernistych krzewów” zaskarbił sobie uwielbienie widzów na całym świecie. „Morderstwo przez telefon” nie jest na pewno jego szczytowym osiągnięciem, ale charyzma Chamberlaina sprawia, że cała historia angażuje bardziej, a krucjata Badgera by zdemaskować mordercę wciąga. Szkoda tylko, że dziś film trąci już nieco myszką. Na pocieszenie pozostaje muzyka pięciokrotnego zdobywcy Oscara, Johna Barry’ego – elektroniczna i wyprzedzająca swoje czasy.