"Mania prześladowcza", reż. Fred Olen Ray, rok prod. 1990. okładka wydania Blu-ray https://makeflix.com/products/haunting-fear

„Mania prześladowcza”. Najlepsza rola Brinke Stevens?

Fred Olen Ray to obok Jima Wynorskiego jeden z najbardziej prominentnych twórców taniego kina klasy B lat 80. i 90. Na koncie ma tak kultowe hity jak „Hollywoodzkie prostytutki uzbrojone w pił łańcuchowe”, „Cyklon” i „Wewnętrzne sanktuarium”. Scenariusz „Manii prześladowczej” („Haunting Fear”) napisał osobiście, w oparciu o opowiadanie Edgara Allana Poe, a do udziału zaprosił gwiazdy produkcji klasy B, z którymi współpracował już wcześniej – królową krzyku Brinke Stevens, znanego z serialu „Airwolf” Jana-Michaela Vincenta, wcielającego się u niego zwykle w oślizgłych typów Johna Henry’ego Richardsona, uwodzicielską Delię Sheppard oraz Karen Black, gwiazdę kina grozy lat 70., znaną m.in. z ról w „Spalonych ofiarach” czy „Trylogii terroru”.

„Mania prześladowcza” powstała w sześć dni. To historia Victorii Munroe (Stevens) młodej kobiety, która co noc przeżywa ten sam koszmar: umarła i została pogrzebana żywcem. Nie ufa swojemu lekarzowi, którego podejrzewa o to, że zamordował jej ojca, ufa natomiast swemu mężowi (Richardson) Terry’emu, który mało subtelnie zdradza ją z sekretarką i tylko czeka na chwilę, kiedy będzie mógł położyć łapy na jej pieniądzach. W dodatku ma dług u miejscowego gangstera, a pod jego domem parkuje stale auto detektywa Jamesa Trenta, podkochującego się w Victorii.

Terry i jego kochanka postanawiają zamordować jego znerwicowaną żonę. Obmyślają szatański plan: niech umrze ze strachu. Nie przewidują jednak, że Victoria pod wpływem stresu i traum ujawnionych przez doktor Julię Harcourt (Black) w czasie hipnozy zamieni się w maniakalną morderczynię. W finale filmu Stevens zalana krwią zamorduje niemal wszystkich bohaterów filmu, śmiejąc się przy tym jak obłąkana mała dziewczynka. Do dziś aktorka uznaje rolę w „Manii prześladowczej” za najlepszą w swoim dorobku i trzeba przyznać, że w tym filmie bez wątpienia miała do zagrania więcej niż w innych produkcjach ze swoim udziałem. Czy jednak faktycznie to jej najlepszy występ nie wiem. Mniej przerysowana i bardziej poruszająca zdecydowanie była w horrorze „U babci straszy”.

„Mania prześladowcza” to niezbyt dobry film. Tani, realizowany na kolanie, pełen nielogiczności i dziur fabularnych. Ogląda się go jednak przyjemnie, bo członkowie obsady doskonale się znają i widać, że na planie bawili się na tyle nieźle, by od oglądania finalnego efektu nie krwawiły oczy. Jest tu kilka sugestywnych scen erotycznych, jest nieco makabry, jest też wreszcie historia, która nawet trochę wciąga, co jest chyba zasługą charyzmy Stevens. Aktorka napisała zresztą scenariusz kontynuacji filmu, ta jednak nigdy nie powstała. Ciekawostka – w małej roli pracownika kostnicy wystąpił też Michael Berryman („Wzgórza mają oczy”).