"Kryjówka białego węża", reż. Ken Russell, 1988, na zdj. Amanda Donohoe, prod. Vestron Pictures

„Kryjówka białego węża”. Perełka od Kena Russella

Ken Russell był „brytyjskim Fellinim”, twórcą ekscentrycznym, słynącym z zamierzenie tandetnej, krzykliwej estetyki swych filmów. Głośno było o nim już w latach 60. , kiedy wyreżyserował „Zakochane kobiety”, w latach 70. wkurzył z kolei Watykan „Diabłami”, kontrowersyjnym filmem ostro krytykującym religijny fanatyzm. Lubił szokować, zwłaszcza obrazoburczymi scenami, często łącząc prymitywną seksualność z religijnością.
W horrorze „Kryjówka białego węża” z 1988 r. to zamiłowanie do szokowania widać doskonale. Podobnie jak przewrotne, angielskie poczucie humoru Russella, który z mniej znanej powieści Brama Stokera zrobił nieco kiczowatą, ale cholernie zabawną komedię grozy, która dziś całkiem zasłużenie uznawana jest za film kultowy.

„Kryjówka białego węża” w chwili premiery nie spodobała się krytykom, śmieszyła przaśnymi efektami specjalnymi i scenami przypominającymi nieco psychodeliczne produkcje porno, dziś jednak zdecydowanie trzeba ten film Russela znać. Realizacja w przypadku tej produkcji schodzi na dalszy plan, na pierwszym zdecydowanie błyszczą bohaterowie, w szczególności – grana przez doskonałą Amandę Donohoe Lady Sylvia Marsh oraz obdarzony angielskim urokiem Hugh Granta Lord James D’Ampton.

„Kryjówka białego węża”, reż. Ken Russell, 1988, na zdj. Amanda Donohoe, prod. Vestron Pictures

Akcja „Kryjówki białego węża” zaczyna się pewnego pochmurnego popołudnia. Młody szkocki archeolog Angus Flint (dziś czczony jako Doktor Who Peter Capaldi) znajduje na jednej z farm w Derbyshire czaszkę, którą początkowo bierze za głowę dinozaura. Szybko jednak okazuje się, że znalezisko ma coś wspólnego ze starą miejscową legendą o Lordzie D’Amptonie, który setki lat wcześniej pokonał w okolicy smoka. Szczególnie zainteresowana czaszką jest ekscentryczna miejscowa arystokratka, Sylvia Marsh, która tak jak węże – wraca w te okolice wiosną. Życie Flinta, młodego Lorda D’Amptona – potomka lokalnego herosa – i dwóch sióstr mieszkających na farmie jest w niebezpieczeństwie.

Russell początkowo zaproponował rolę Lady Tildzie Swinton, ta jednak odmówiła. Ochoczo przyjęła ją Donohoe, skandalistka znana na początku lat 80. z głośnego romansu z Adamem Antem, a później ceniona aktorka znana m.in. z filmów „Rozbitkowie” Nicolasa Roega, w którym romansowała z Oliverem Reedem, „dramaty Shame” oraz serialu „Prawnicy z Miasta Aniołów”. Donohoe przeczytała scenariusz i postanowiła zagrać Sylvię, bo uznała, ze wcieli się w seksualną fantazję, a nie kobietę z krwi i kości. To według niej dało jej nieograniczone możliwości. A te bez wątpienia wykorzystała na ekranie.

Jako Sylvia Donohoe wydaje się nie mieć żadnych barier. Porusza się z wężowym wdziękiem, w lateksowych, obcisłych kombinezonach, epatuje gadzim seksapilem i ewidentnie bawi się rolą, którą powierzył jej Russell. To ona jest najmocniejszym punktem filmu, a Sylvia Marsh w jej wykonaniu zapisała się na zawsze na kartach kina grozy. Trudno też dziwić się, że „Kryjówka białego węża” oburzyła widzów w 1988 r. Jest tu kilka sekwencji widzeń i snów, w których rzymscy żołnierze gwałcą chrześcijańskie zakonnice, w jednej ze scen Donohoe występuje też z olbrzymim penisem przyczepionym do bioder. W kolejnej zostawia ślady długich zębów na penisie przypadkowego turysty. To rola odważna, ocierająca się o parodię filmowej modliszki i pani ciemności. Donohoe udało się tej granicy nie przekroczyć.

„Kryjówka białego węża”, reż. Ken Russell, 1988, na zdj. Amanda Donohoe, prod. Vestron Pictures

Hugh Grant u Russela gra zblazowanego arystokratę, który na wieść, że musi pokonać prastarą bestię niemal się cieszy. Po pierwsze – uda mu się podtrzymać dzięki temu rodzinną tradycję, po drugie – zabije na chwilę nudę. Z dużą nonszalancją przystępuje do rzeczy, montuje np. na dachu swej rezydencji głośniki, z której puszcza turecką muzykę zaklinaczy węży (jak wspomina jego lokaj – płytę zostawiła kochanka jego dziadka, pochodząca ze Stambułu tancerka). Do wszystkiego zabiera się niespiesznie, z chłodnym spokojem przyjmuje wszelkie rewelacje, nie daje się też uwieść pięknej Sylvii, bo jego serce bije szybciej przy mieszkającej na farmie Eve (Catherine Oxenberg).

„Kryjówka białego węża” to nie jest film dla tych, którzy po prostu lubią horrory z lat 80. Dzieło Russella to smakowity koktajl łączący w sobie kino grozy, erotykę, gotyk i nieco satyry społecznej na stare angielskie rody. Wielbicieli filmowych horrorów mogą zrazić kiepskie efekty specjalne czy w sumie powolna akcja. Nie ma tu też zbyt wiele makabrycznych scen, a całość rozgrywa się bardziej na poziomie wyobraźni, którą Russell umiał pobudzić jak nikt. „Kryjówkę białego węża” zrealizował jako hołd dla Oscara Wilde’a, do filmu trzeba więc podejść uzbrojonym w ironię.

Amando Donohoe za swą rolę zdobyła nominację do Saturna – statuetki przyznawanej najlepszym produkcjom sci-fi, grozy i fantasy. Film zdobył też kilka nominacji i nagród na festiwalach filmów fantasy, w tym na słynnym, portugalskim Fantasporto. „Kryjówka białego węża” kosztowała zaledwie 2 mln dol., wpływy z biletów były jednak za niskie by ta kwota zwróciła się producentom. Film powstał jako część umowy Russella z wytwórnią Vestron.