"Koszmar minionego lata", reż. Jim Gillespie, rok prod. 1997, plakat promujący film

„Koszmar minionego lata”, „Koszmar następnego lata” i „Koszmar kolejnego lata”

Znacie tę historię? Para zakochanych nastolatków obściskuje się w zaparkowanym samochodzie. W tle przygrywa im radio. Muzyka nagle milknie, spiker ostrzega, że z pobliskiego szpitala psychiatrycznego zbiegł niebezpieczny maniak: zabójca w kapoku z hakiem zamiast dłoni. Dzieciaki postanawiają uciec, a kiedy wracają do domu, zauważają oderwany hak wbity w drzwi ich auta. Albo zwisający z nich. W zależności od wersji tej miejskiej legendy, niezwykle popularnej w USA.
To ją właśnie opowiadają sobie przy ognisku na plaży bohaterowie slashera „Koszmar minionego lata” – szkolny mięśniak Barry (Ryan Philippe), wrażliwy Ray (Freddie Prinze, Jr.), refleksyjna Julie (Jennifer Love Hewitt) i miejscowa królowa piękności Helen (Sarah Michelle Gellar). Kłócąc się o to, które zakończenie legendy jest prawdziwe nie zdają sobie sprawy, że z podobną postacią będą musieli zmierzyć się sami.
Na plaży świętują ukończenie liceum. Mają 19-lat, nie myślą jeszcze o przyszłości. Helen chce pojechać do Nowego Jorku w pościgu za karierą aktorską, Barry dostał stypendium sportowe, Ray chce dalej się uczyć, a Julie po prostu wyrwać z małego miasteczka. Ich marzenia umrą w boleściach tej nocy – 4 lipca 1996 r., kiedy jadąc wiodącą do domu – miasteczka Southport w Karolinie Północnej – zabiją na drodze człowieka. Przerażeni konsekwencjami postanawiają ukryć jego ciało i zachować jego śmierć w tajemnicy. Mija rok. Ich przyjaźń przywiędła, podobnie jak ambicje. Z Southport wyjechała jedynie Julie. I to ona jako pierwsza dostaje tajemniczy liścik, którego nadawca twierdzi, że wie „co zrobili minionego lata”.

„Koszmar minionego lata”, reż. Jim Gillespie, rok prod. 1997, kadr z filmu

„Koszmar minionego lata” – 1997, reż. Jim Gillespie

„Koszmar minionego lata” to klasyczny slasher. Bohaterowie giną w nim ukarani za krzywdę wyrządzoną w przeszłości. Tak było w „Piątku trzynastego”, „Uśpionym obozie” i kilkudziesięciu innych produkcjach. Scenariusz filmu w oparciu o wydaną w 1973 r. książkę Lois Duncan napisał Kevin Williamson, autor scenariusza „Krzyku” – slashera Wesa Cravena, który zrewolucjonizował gatunek w 1996 r. i przywrócił tę odmianę horroru na duże ekrany. W powszechnym przekonaniu „Koszmar minionego lata” jest imitacją „Krzyku”. Prawda wygląda jednak inaczej: Williamson napisał „Koszmar…” na długo przed „Krzykiem”, nie mógł jednak sprzedać scenariusza. Rękopis wyjął z szuflady i zdmuchnął z niego kurz, kiedy „Krzyk” odniósł spektakularny sukces kasowy. Bez problemu sprzedał wtedy skrypt „Koszmaru…”. Na stołku reżyserskim zasiadł Jim Gillespie, dla którego był to pełnometrażowy debiut. Film przy skromnym budżecie 17 mln dol. zarobił blisko 130 mln i stał się jednym z najpopularniejszych slasherów lat 90., wraz z innymi seriami wykutymi na fali sukcesu „Krzyku” – „Oszukać przeznaczenie” i „Ulice strachu”.
Duncan nie spodobała się ekranizacja jej powieści. Scenariusz Williamsona znacząco od niej odbiegał: był bardziej krwawy, u niej bohaterowie nie ginęli, a całość miała raczej charakter klasycznej opowieści w stylu „kto zabił”. Widzowie jednak wiedzieli swoje, „Koszmar…” stał się hitem.

„Koszmar minionego lata”, reż. Jim Gillespie, rok prod. 1997, kadr z filmu

Od klimatycznych pierwszych scen, w których słychać „Summer Breeze” Type O Negative, aż do emocjonującego finału na kutrze rybackim „Koszmar minionego lata” angażuje bez reszty. To prawda, że bohaterowie są nieco antypatyczni (w końcu pozbyli się ciała zabitego przez siebie człowieka!), a zabójca znacznie bardziej charyzmatyczny w rybackim kapoku i kapeluszu, kiedy nie widać jego twarzy, dobrze zaś widać jego lśniący w ciemności hak. Ale „Koszmar minionego lata” wykorzystuje wszystkie slasherowe klisze tak zręcznie, że można przymknąć oko na pewną ich powtarzalność. Może to zasługa świetnej obsady? Czwórce niezwykle popularnych wówczas aktorów udało się wykrzesać ze swoich postaci wszystko, co najlepsze, a na drugim planie wspierają ich dodatkowo m.in. Anne Heche i Muse Watson. „Koszmar minionego lata” czaruje też swoim ponurym klimatem. Akcja toczy się tu w małej rybackiej wiosce, z dala od świateł wielkiego miasta, całość utrzymana jest w ponurych, burzowych kolorach, sceny morderstw są dość makabryczne, choć nie przekraczają granicy za którą jest już kraina kina gore. Muzyka Johna Debneya to dodatkowa wisienka na torcie. Film niespecjalnie spodobał się jednak krytykom, co zrozumiałe jednak: zachwycił widzów, którym „Krzyk” narobił apetytu na kolejne slashery.

„Koszmar minionego lata”, reż. Jim Gillespie, rok prod. 1997, kadr z filmu

Na planie „Koszmaru minionego lata” Sarah Michelle Gellar i Freddie Prinze Jr. zostali przyjaciółmi, a już od wielu lat są małżeństwem. Wcielająca się w Julie Jennifer Love Hewitt stworzyła jedną z bardziej interesujących „finałowych dziewczyn” („final girls”), czyli horrorowego toposu bohaterki, która pokonuje zło i oczyszczona – często jako jedyna – przeżywa makabryczne wydarzenia. W finale „Koszmaru minionego lata” twórcy sugerują, że Rybak z hakiem przeżył zostawiając sobie furtkę na realizację kontynuacji. Ta oczywiście błyskawicznie powstała i na ekrany kin weszła już rok później. „Koszmar następnego lata” kontynuował wątki Julie i Raya, pozbawiony jednak Williamsona jako autora scenariusza (zastąpił go Trey Callaway) był skazany na klęskę.

„Koszmar następnego lata”, 1998 – reż. Danny Cannon

Reżyserem dwójki był Danny Cannon, który na koncie miał wówczas „Sędziego Dredda” i „Amerykańskiego łowcę”. W jego filmie Julie i Ray od roku są parą. On jednak został w Southport i zgodnie z rodzinną tradycją jest rybakiem, ona studiuje w Nowym Jorku. Zaczynają się od siebie oddalać, a przeciwko poczciwemu Rayowi Julie nastawia jej przyjaciółka Karla (gra ją Brandy Norwood, która rok wcześniej była tytułowym „Kopciuszkiem” w filmie z Withney Houston). Ray chce się Julie oświadczyć, na horyzoncie pojawia się jednak jej kolega ze studiów – zakochany w Julie po uszy Will. Kiedy Karla wygrywa w radiowym konkursie cztery bilety na Bahamy Julie zaprasza Raya, on jednak nie dociera na czas. Wraz ze swym przyjacielem rybakiem (nominowany potem do Oscara za „Do szpiku kości” John Hawkes) zostaje napadnięty na drodze przez powracającego z zaświatów Rybaka. Zamiast niego z Julie jedzie Will.

„Koszmar następnego lata”, reż. Danny Cannon, rok prod. 1998, kadr z filmu

Przeniesienie akcji na tropikalne wyspy to strzał w stopę. „Koszmar następnego lata” nie ma za grosz klimatu, który wyróżniał jedynkę. Ponure krajobrazy zostały tu wymienione na luksusowy ośrodek, którego szefem co prawda jest śliski typ o twarzy i uroku Jeffreya Combsa, gwiazdy „Re-Animatora” i „Przerażaczy”, to jednak zdecydowanie za mało, by „Koszmar następnego lata” dorastał oryginałowi do pięt. Tropem studentów na wakacjach wyrusza oczywiście Rybak, który morduje wszystkich gości i pracowników ośrodka – także sprzedającego marihuanę, wyluzowanego do granic bohatera Jacka Blacka na początku kariery, a bohaterski Ray mimo licznych złamań i siniaków ładnie wyglądających na jego przystojnej twarzy postanawia po raz kolejny ocalić Julie.

Oglądanie „Koszmaru następnego lata” boli, zwłaszcza jeśli zna się część pierwszą. Film Cannona bardziej przypomina głupawy slasher niż opowieść o utracie niewinności, za jaką można było wziąć „Koszmar minionego lata”. Postać Julie jest tu napisana znacznie gorzej, jej bohaterka z myślącej, wrażliwej dziewczyny stała się szczebioczącą idiotką, której chłopak heroicznie co prawda uratował ją rok wcześniej, ale przez dwanaście miesięcy w ich związek zdążyła się już wkraść nuda.

„Koszmar następnego lata”, reż. Danny Cannon, rok prod. 1998, kadr z filmu

W „Koszmarze następnego lata” wracają Freddie Prinze Jr., Hewitt i wcielający się w Rybaka Watson, a oprócz Combsa, Norwood i Hawkesa oraz Blacka grają tu też m.in. Mekhi Phifer, Bill Cobbs, Matthew Settle i Jennifer Esposito. Film został przez krytykę zarżnięty jak 90 proc. jego bohaterów, zarobił też mniej niż pierwszy „Koszmar…”. Przy budżecie 24 mln dol. było to jedynie ponad 80 mln. Wydawało się, że trzecia część nie powstanie. A jednak!

„Koszmar kolejnego lata”, 2006, reż. Sylvain White

Zdecydowanie najlepszą stroną „Koszmaru kolejnego lata” jest to, że ten film ostatecznie się kończy. Niewiele ma wspólnego z poprzednimi częściami trylogii. Nie gra w niej nikt związany z jedynką i dwójką, a całość opowiada o zupełnie nowej, kompletnie nieciekawej grupce przyjaciół, którzy postanawiają ukrywać mroczny sekret aż do grobowej deski. Tutaj chodzi jednak o to, że w wyniku głupiego kawału ginie jeden z ich przyjaciół. Rybak zaś nie jest zakapturzonym mordercą z krwi i kości szukającym zemsty a zjawą. Całość jest żałośnie tania, co twórcy próbują zamaskować rwanym montażem.

„Koszmar kolejnego lata”, reż. Sylvain White, rok prod. 2006, kadr z filmu

W filmie grają niemal nieznani w 2006 r. i niewiele bardziej popularni dziś aktorzy – np. Brooke Nevin, David Paetkau i Ben Easter. Film wyreżyserował zaś Sylvain White, który rok później zrobił „Krok do sławy” (tak zatytułowany jest film), a od lat realizuje się głównie pracując przy produkcjach telewizyjnych.

Trzecia część planowana była od 2000 r. i początkowo mieli w niej wrócić Hewitt, Prinze Jr. oraz Norwood. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, a „Koszmar kolejnego lata” trudno jest dziś traktować jako część serii. 15 lat po premierze tego filmu na serwisie Amazon Prime Video można oglądać „Koszmar minionego lata” w wersji serialowej.