"Carver's Gate", reż. Sheldon Inkol, rok prod. 1996, okładka DVD

„Carver’s Gate”. Mamy przechlapane

Niedaleka przyszłość po obejrzeniu licznych filmów sci-fi klasy B może wydawać się dość przygnębiająca. Nie tylko dlatego, że ludzkość pędzi na czołowe zderzenie z globalnym ociepleniem. Powód może być też nieco bardziej prozaiczny: mały budżet wymusza na twórcach filmów pewną kreatywność w tworzeniu scenografii i kostiumów. Widać to wyraźnie w filmie „Carver’s Gate” z 1996 r., który dotyka tematu wirtualnej rzeczywistości.
„Carver’s Gate” to produkcja telewizyjna i widać to niemal w każdej scenie. Zaludniające świat VR potwory mają gumowe oblicza i sztywne ruchy, bohaterowie noszą nieco nazbyt opięte skafandry, a aktorstwo pozostawia nieco do życzenia. Wciąż jednak film „Carver’s Gate” jest dziwnie wciągający, pod wieloma względami oryginalny i przywodzi też na myśl późniejszego o kilka lat „Matrixa”.

„Carver’s Gate”, reż. Sheldon Inkol, rok prod. 1996

To zresztą nic dziwnego. Lata 90. były okresem, w którym temat wirtualnej rzeczywistości był dość często poruszany przez twórców, podobnie jak zagadnienia jej symulacji czy przenikania się wirtualnych światów i naszej rzeczywistości. W „Carver’s Gate” fabuła jest prosta: oto świat stał się miejscem niezdatnym do życia, a wynędzniała ludzkość mieszka w wybudowanych wysoko miastach. Tam, z braku lepszych perspektyw ludzie spędzają czas w świecie VR, uzależniając się od gry, w której mordują potwory. Porządku w grze pilnuje m.in. tytułowy Carver – „łamacz snów”. Kiedy jego była ukochana Diana zostaje zamordowana w wirtualnej rzeczywistości, Carver przenika do niej by rozwiązać zagadkę jej zabójstwa. Przy okazji odkrywa, że świat VR i jego rzeczywistość zaczęły się przenikać. A to oznacza, że potwory z gry mogą bez problemu przejść do świata ludzi. I siać w nim zniszczenie.

„Carver’s Gate”, reż. Sheldon Inkol, rok prod. 1996

Carver oczywiście musi temu zaradzić. Przy okazji naprawi swoje od lat zniszczone relacje z ojcem – architektem gry, zakocha się w pięknej Serenie, upora się ze swoim dość toksycznym uczuciem do Diany, która po śmierci staje się swoistą królową gry i w wielkim stylu zabije potwora lub dwa. Mimo że film Sheldona Inkola ma dramatycznie mały budżet, jest tu kilka scen, które zapadają w pamięć. Carver – głębokim głosem grającego go Michaela Paré – prowadzi narrację zza kadru, a całość jest melancholijna i filozoficzna. Pewnie z większym budżetem „Carver’s Gate” mogłoby robić większe wrażenie. A tak jest nieco siermiężną miejscami ciekawostką z potencjałem, dziwadłem filmowym, które mogło znaleźć się w kanonie, a jest jedynie wyzwaniem dla koneserów.