"Arktyczna depresja", reż. Peter Masterson, rok prod. 1993

„Arktyczna depresja”. Rutger Hauer na Alasce

Każdy film z Rutgerem Hauerem wart jest obejrzenia po prostu dlatego, że zmarły w 2019 r. Holender – który po roli w „Łowcy androidów” stał się legendą, a później ikoną kina gatunkowego i ery VHS – był chodzącą charyzmą, aktorem, który każdą produkcję ze swoim udziałem wynosił na nieco wyższy poziom. I to tylko tym, że na chwilę się w niej pojawił.

„Arktyczna depresja” to właśnie jeden z tych filmów: bez Hauera pewnie byłyby stratą czasu, z Hauerem staje się czarującą opowieścią przygodową z akcją osadzoną na malowniczej Alasce. Film „Arktyczna depresja” premierę miał w 1993 r. Wyreżyserował go Peter Masterson, aktor znany m.in. z „Egzorcysty” i okazjonalny reżyser. Arktyczne krajobrazy na ekranie bronią się same i zapierają dech w piersiach, podobnie jak nonszalancja bohatera Hauera. Wciela się w trapera i kłusownika Bena Corbetta – faceta, który nauczył się żyć w zgodzie z naturą i jak on bywa bezlitosny i niebezpieczny. Poszukiwany za morderstwo w końcu wpada, a przetransportowania go z dziczy do najbliższego miasta podejmuje się ekolog Eric (znany z serialu „Bez skazy” i nowej wersji „Ojczyma” Dylan Walsh).

„Arktyczna depresja”, reż. Peter Masterson, rok prod. 1993

Corbett zrobi wszystko by zachować wolność. Wywoła katastrofę lotniczą, po której wraz z Erikiem będą zdani na siebie w zimnej głuszy. Tam zawrą niepewny sojusz, a nawet i szorstką przyjaźń. Skuty kajdankami Ben zacznie polegać na Eriku, który uratuje kłusownika przed zamarznięciem i zacznie rozumieć jego umiłowanie samotności, jaką zapewnia dzika Alaska. Niestety, kumple Bena postanowią go uratować i odbić, a Eric wraz ze swym nowym najlepszym kolegą będzie musiał odeprzeć atak i jeszcze ochronić przed traperami ukochaną Anne Marie (debiutująca w pełnym metrażu Rya Kihlstedt, aktorka znana m.in. z horroru „Syrena”).

„Arktyczna depresja” jest dość schematyczna, ma jednak klimat tradycyjnego filmu przygodowego i niezłe dialogi. Jest tu kilka robiących wrażenie scen akcji, jest też przynajmniej jedna porządna strzelanina i nieco filozofujące zakończenie. Hauer dzieli się całym swoim urokiem niemal w każdej scenie – od kiedy pojawia się na ekranie po raz pierwszy i otwarcie lekceważy wycelowaną w niego strzelbę nie sposób zwrócić uwagę na innych bohaterów. Dla niego warto „Arktyczną depresję” obejrzeć. Dla Hauera nie było to jedynie filmowe spotkanie z Alaską. W 1997 r. wystąpił w opartym na prozie Jacka Londona przygodowym filmie „Zew krwi”.