"Dyniogłowy", reż. Steve Latshaw, rok prod. 1995, okładka wydania DVD

„Dyniogłowy”. Nie pomyl filmów!

Piszę to aby was ostrzec. Być może jest już za późno, ale nie mogę nie reagować. Słuchajcie, ten „Dyniogłowy” to nie TEN „Dyniogłowy”, kultowy i klimatyczny horror Stana Winstona z Lance’em Henriksenem. Nie dajcie się zwieść!
A tak na serio, polscy dystrybutorzy nadali ten sam tytuł dwóm horrorom. Jeden premierę miał w 1988 r. i jest dziś kultowym klasykiem, drugi pochodzi z roku 1995 r. i też jest kultowy, choć w bardzo wąskich kręgach miłośników złego kina. W pierwszym doskonały Lance Henriksen wywołuje zza światów przerażającego demona by pomścić śmierć swojego syna. W drugim właściwie nie wiadomo o co chodzi, ale Linnea Quigley – najbardziej znana z trzech oryginalnych „królowych krzyku” – w jednej ze scen myje się dokładnie w przydługiej scenie prysznicowej. I jest to zdecydowanie najbardziej zrozumiały element filmu.

„Dyniogłowy” z 1995 r. wygląda jakby powstał we wczesnych latach 80. za cztery dolary i z udziałem kompletnych amatorów. To samo w sobie oczywiście nie jest żadną zbrodnią: niejednym filmem ze szczątkowym budżetem przecież się na tym blogu zachwycałam. Kłopot z „Dyniogłowym” polega jednak na tym, że jest nie tylko tani i zrealizowany po łebkach. Trudno zrozumieć po prostu, o co w tym filmie chodzi. Oprócz tego, że kluczowa dla fabuły jest klątwa rzucona na pewną rodzinę przez mściwego czarnoksiężnika, a chłopiec-potomek przeklętych przypadkiem budzi demona do życia nie wiem nic. No, może tyle, że grana przez Quigley opiekunka do dzieci zażywa długich pryszniców.

„Dyniogłowy”, reż. Steve Latshaw, rok prod. 1995, kadr z filmu

Nie wiem, może po prostu nie umiem docenić siermiężnego uroku tego „Dyniogłowego”? Na pewno warto go obejrzeć z kilku powodów. Po pierwsze ma kultowy status, po drugie – gra tu John Carradine, legenda kina grozy. Co prawda jego sceny powstały w 1985 r. i zostały wklejone do „Dyniogłowego” (to też pokazuje mniej więcej poziom tej produkcji), ale to wciąż ostatni film z nim, choć samą rolę zagrał znacznie wcześniej.

„Dyniogłowego” wyreżyserował Steve Latshaw, który jako reżyser na koncie ma też filmy „Death Mask” i „Dark Universe”. Podobno nie dogadywał się na planie „Dyniogłowego” z Fredem Olenem Rayem, producentem wykonawczym filmu i jednocześnie jednym z najbardziej znanych reżyserów kina klasy B. Kiedy patrzę na efekt końcowy pracy obu panów, nie dziwią mnie opowieści o rosnącym na planie filmowym napięciu.