"Sprawa Palmera", reż. Mario Azzopardi, rok prod. 1998, plakat

„Sprawa Palmera”. Sztampa z Rutgerem Hauerem

Rutgerowi Hauerowi wybacza się wszystko. Nawet nieopatrzne występy w filmach klasy C, których świat wciągnął go bez reszty w latach 90. Zmarły trzy lata temu aktor znany z genialnych kreacji w filmach „Łowca androidów” i „Autostopowicz” wystąpił w blisko 200 produkcjach. I nawet te najgorsze, nieoglądalne i głupie zyskiwały na jego obecności bo samym swoim grymasem Hauer potrafił wynieść je na wyższy poziom. Tak właśnie jest i w przypadku amerykańsko-kanadyjskiej „Sprawy Palmera” („Bone Daddy”), sztampowego choć klimatycznego thrillera z 1998 r. w reżyserii Mario Azzopardi. Co zainspirowało autora scenariusza, Toma Szollosi, nietrudno zgadnąć. „Sprawa Palmera” próbuje być zręcznym miksem taniego „Milczenia owiec” oraz „Kolekcjonera kości” i momentami nawet całkiem nieźle to wychodzi.

Rutger Hauer w filmie „Sprawa Palmera”, reż. Mario Azzopardi, rok prod. 1998, fot. Amazon

Głównym bohaterem „Sprawy Palmera” jest William Palmer, niegdyś genialny patolog, a teraz bestsellerowy pisarz. Wiele lat wcześniej nie udało mu się doprowadzić do schwytania seryjnego zabójcy o pseudonimie Bone Daddy, który w makabryczny sposób wykorzystywał kości swoich ofiar i używał do tego by grać z policją w kotka i myszkę np. podrzucając je jako wskazówki. Od jego ostatniego morderstwa minęła prawie dekada, a Palmer wydał właśnie powieść opartą na tamtych wydarzeniach. Tylko, że w jego książce morderca zostaje zdemaskowany i ukarany. To nie podoba się oczywiście prawdziwemu mordercy, który zawiesza emeryturę i powraca po to, by udowodnić Palmerowi, który z nich jest bardziej genialny. A Palmera gniecie poczucie winy. Może gdyby nie napisał powieści, zabójca pozostałby w przyczajeniu? O bycie Bone Daddym podejrzewa w dodatku ludzi ze swojego otoczenia: agenta literackiego, przyjaciół, a nawet syna, który desperacko pragnie jego aprobaty. Wraz z błyskotliwą policjantką Palmer spróbuje schwytać mordercę. Ale śledztwo odkryje nie tylko sekrety maniaka ale i samego Palmera.

Brzmi intrygująco? Może i tak. Ale oprócz chwilowych przebłysków „Sprawa Palmera” nie ma widzowi do zaoferowania nic ponad wypróbowane klisze. Zakończenie jest świetnie nakręcone, ale niezbyt zaskakujące. Scena, w której Palmer odwiedza dawnego kumpla, teraz już oszalałego ze strachu, robi wrażenie, ale ten wątek zostaje przez twórców dość szybko porzucony. Bywa nastrojowo i czasami nawet strasznie, ale to wciąż tylko thriller klasy B z ambicjami. Gdyby nie rola Hauera pewnie byłoby jeszcze gorzej, bo ten facet jak nikt potrafił czarować z ekranu swoją charyzmą. A towarzyszą mu tutaj m.in. Barbara Williams („Tiger Warsaw”, seria „Rodem z policji”), R.H. Thomson (Matthew w „Ania, nie Anna”), Mimi Kuzyk (serial „The Hidden Room”).