"Tarzan i zaginione miasto",1998, reż. Carl Schenkel, plakat

„Tarzan i zaginione miasto”. Twórcy zarzucają sztampą, ale nie podają liany

W latach 90. powstało kilka ekranizacji przygód Tarzana, wychowanego przez małpy brytyjskiego arystokraty, stworzonej przez Edgara Rice’a Burroughsa w 1912 r.
W telewizji kusą opaskę na biodra przywdziali w tamtej dekadzie m.in. Wolf Larson oraz Joe Lara. W kinach – głosu bohaterowi w disnejowskiej wersji użyczył Tony Goldwyn, a w filmie wytwórni Warner Bros Człowiek-Małpa miał twarz Caspra Van Diena („Żołnierze kosmosu”, „Jeździec be głowy”).
Produkcja premierę miała w 1998 r., kosztowała 20 mln dol. i zarobiła jedyne dwa miliony. To ostudziło zapał producentów filmowych na jakiś czas – kolejny aktorski film o Tarzanie został wyprodukowany dopiero w 2016 r. Główną rolę zagrał w nim Alexander Skarsgård i od tamtej pory nikt nie porwał się na przygody Tarzana, choć hollywoodzcy scenarzyści z pewnością główkują jak znów ożywić za pomocą magii kina jedną z najsłynniejszych postaci w historii literatury.

Jeśli rola Tarzana miała być dla Van Diena przepustką do sławy, to niestety stało się odwrotnie. Na dużym ekranie można go było oglądać jeszcze m.in. w „Jeźdźcu bez głowy” Tima Burtona, potem jednak na dobre zakotwiczył się w telewizji oraz w kinie klasy B. March z kolei od lat gra sporadycznie.

„Tarzan i zaginione miasto”,1998, reż. Carl Schenkel

Dla mnie najlepszym filmem o Tarzanie jest „Greystoke: Legenda Tarzana, władcy małp” z 1984 r. Z Christopherem Lambertem w roli głównej, z Ianem Holmem i Andie MacDowell na drugim planie. W reżyserii Hugh Hudsona. Ponure, melancholijne filmidło o samotności i poszukiwaniu siebie z wybitną rolą Lamberta zaczynającego właśnie wielką karierę w Hollywood. Dlaczego tyle piszę o tej produkcji? Dlatego, że jednym z jej producentów był Stanley S. Canter, który wyprodukował także właśnie „Tarzana i zaginione miasto” z Van Dienem. Podczas jednak gdy „Tarzan” z 1984 r. to poważne kino bez happy endu, „Tarzan i zaginione miasto” to po prostu familijna produkcja przygodowa, w której wszystko kończy się dobrze, a pędząca na łeb i szyję akcja nie pozwala bohaterom na żadne głębsze refleksje. Widzowi zresztą także nie, ale to akurat dobrze, bo film zdecydowanie nie zyskuje przy pogłębionych analizach.

„Tarzan i zaginione miasto”,1998, reż. Carl Schenkel

Tarzan Van Diena to człowiek czynu. Właśnie ma wziąć ślub z Jane (znana z „Kochanka” i „Barw nocy” Jane March), ale w noc przed weselem doznaje nagłej wizji. Jego afrykański matecznik jest zagrożony i Tarzan zrzuca garnitur pana młodego, wdziewa swoją ikoniczną przepaskę, zostawia nieco rozczarowaną Jane w Anglii i płynie do Afryki. Tam musi zmierzyć się z łowcami skarbów, którzy chcą ograbić mityczną krainę Opar. Zniecierpliwiona Jane rusza tropem Tarzana, zostaje porwana i Tarzan musi dwoić się i troić by cały ten bałagan naprawić i jeszcze poślubić ukochaną. Strasznie to wszystko sztampowe, ale akcja płynie wartko, Van Dien ma sporo charyzmy, a piękne afrykańskie plenery pozwalają jakoś przetrwać klisze, które reżyser Carl Schenkel („Mordercza rozgrywka” z Lambertem) rzuca widzowi pod nogi nie podając żadnej liany.