„Fruwający wirus”. Mordercze pszczoły i trzy gwiazdy w kiepskiej formie

Oglądanie na ekranie sław, które czasy swojej świetności mają już dawno za sobą boli. We „Fruwającym wirusie” („Flying Virus”) są aż trzy takie spadające gwiazdy. Największa z nich – Rutger Hauer – w XXI w. musiał zadowolić się głównie drugoplanowymi rolami i występami w podrzędnych filmach akcji różnej maści oraz sporadycznymi mikrorólkami w wielkich produkcjach, w których można go było przeoczyć zbyt intensywnie mrugając. Oprócz niego, w filmie Jeffa Hare (spec od telewizyjnych thrillerów z najniższej półki, który ostatnio dał światu 4. część serii „Stalked by My Doctor”) występują jeszcze Gabrielle Anwar i Craig Sheffer. Ją fani kina kultowego pamiętają na pewno z „Porywaczy ciał”, a fani kina wielkiego – z tańca z Alem Pacino w „Zapachu kobiety”. On to Aaron z „Nocnego plemienia” i Norman z „Rzeki życia”. Prywatnie przez niemal dekadę związani ze sobą jako para i rodzice córki – Willow. Wystąpili razem – także po rozstaniu – łącznie w siedmiu filmach (m.in. „Grobie” i „Turbulencji 3”), a „Fruwający wirus” jest jedną z ostatnich produkcji z ich udziałem.

fot. kadr z filmu

Czy leci z nami pilot?

Anwar gra tutaj ambitną dziennikarkę Ann Bauer, która relacjonuje konflikt pomiędzy rdzennymi mieszkańcami Brazylii, a rządem, który ma chrapkę na bogate w ropę, zamieszkane przez Indian tereny. Z kolei w brazylijskiej dżungli funkcjonuje laboratorium, w którym powstał przenoszony przez pszczoły śmiercionośny wirus i Ann postanawia nagrać o nim materiał. Zostaje jednak ranna, a pszczoły postanawia wykorzystać chciwy amerykański naukowiec, który zamyka je w metalowej skrzyni i zabiera na pokład samolotu. Tam pszczoły się uwalniają i masakrują pasażerów – w tym granego przez Sheffera męża Ann, którego ta odprawiła do domu.
Nie jestem nawet pewna, czy dobrze streściłam fabułę, bo film jest tak bzdurny i koszmarnie napisany, że ciężko się połapać, o co w nim tak naprawdę chodzi. Hauer gra tu pułkownika Ezekiela, ale na szczęście ma mało scen i zajmuje się w nich głównie nonszalanckim czytaniem ambitnej literatury i moczeniem nóg w rzece. Oprócz tego próbuje wybić plemię brazylijskich Indian, aby amerykański rząd mógł położyć łapy na ich bogatej w ropę ziemi. Kluczowe jest to, że Ann mówi mężowi, żeby wracał do domu, bo ich związku nie da się już uratować. Po czym on leci oczywiście samolotem opanowanym przez pszczoły, dokonuje bohaterskich czynów, z pilotowaniem samolotu i wychodzeniu na jego skrzydło włącznie. Okazuje się, że nie trzeba jakichś wielce skomplikowanych umiejętności aby być pilotem. Wystarczą dobre chęci, refleks i umiejętność słuchania pogryzionego przez pszczoły pilota.

fot. kadr z filmu

Zero autoironii

„Fruwający wirus” to koprodukcja amerykańsko-brazylijska, tania jak barszcz i powstała na pierwszy rzut oka za jakieś cztery dolary. Sceny wybuchów zostały zrecyklingowane – pochodzą z filmu „Rambo 2”, a wszystkie inne sceny nie mają żadnego sensu. Ogląda się to jednak fajnie, bo film jest bezpretensjonalny (choć piramidalnie głupi). Ale jeśli ktoś oczekuje od filmu o morderczych pszczołach jakiejś głębi, to spotka go gorzkie rozczarowanie. „Fruwający wirus” to dzieło w stylu najgorszych produkcji stacji Syfy – i to tych pozbawionych autoironii.
Hauer chyba już pogodził się u schyłku XX w., że szczyt jego popularności przypadł na lata 80. i pierwszą połowę lat 90. Ten wybitny, kultowy aktor, który na koncie ma role w filmach „Łowca androidów”, „Autostopowicz” i „Ślepa furia” przez ostatnich 20 lat, aż do swojej śmierci w lipcu, występował głównie w kinie gatunkowym i to nie zawsze najlepszej jakości.
Anwar XXI w. przyniósł lepsze role. Mroczny okres przeczekała w produkcjach telewizyjnych, a na dobrą ścieżkę wróciła rolami w „Dynastii Tudorów” i „Tożsamości szpiega”. W 2017 r. zagrała też w popularnym serialu „Dawno, dawno temu”. Sheffer również jest zapracowany, choć poszczęściło mu się nieco mniej niż byłej partnerce. Powrót zaliczył w serialu obyczajowym „Pogoda na miłość”, a niedługo będzie można go oglądać w horrorze „Sarah”.