The Phantom, 1996, fot. fragment plakatu, fot. Paramount Pictures

„Fantom”. Billy Zane w różowych rajtuzach ratuje świat

Fantom to komiksowy bohater z lat 30. W rankingu najdziwniej ubranych superbohaterów zajmuje dość wysokie miejsce. Zresztą – sami na niego popatrzcie. Fioletowe, trochę nazbyt obcisłe wdzianko i czarna maska, która średnio ukrywa prawdziwą tożsamość bohatera.
Jak wielu superbohaterów Fantom wiedzie za dnia spektakularny żywot playboya, w nocy zaś – zamienia się w pogromcę zła, obrońcę uciśnionych i herosa.

THE PHANTOM, Kristy Swanson, Billy Zane, 1996, (c)Paramount Pictures

W 1995 roku za ekranizację kultowego komiksu wziął się Simon Wincer, który jako dziecko zaczytywał się w oryginale. Jego film podzielił los „Cienia” i „Człowieka rakiety”, dwóch adaptacji komiksowych z początku lat 90., które po wizjonerskim „Batmanie” Tima Burtona nie miały czego szukać w sercach widzów. Dziś „Fantom” to film kultowy i nietrudno zrozumieć dlaczego. Podobnie jak dwa wymienione wcześniej filmy, „Fantom” odwołuje się do kina nowej przygody, pełnego luzu i bezpretensjonalnego kina superbohaterskiego lat 80. i 70. No i jest jeszcze Billy Zane w fioletowym spandexie.

THE PHANTOM, Billy Zane, Kristy Swanson, 1996, (c)Paramount Pictures

„Fantom” rozgrywa się głównie w malowniczych latach 30. Jest pewna legenda, która mówi o ukrytej w bengalskiej dżungli czaszce. Wraz z dwoma innymi, podobnymi artefaktami czaszka daje władzę nad światem. Oczywiście, wielu buców z manią wielkości chętnie położyłoby na niej łapy. Na przykład Xander Drax (z takim imieniem i nazwiskiem nie miał wyjścia – musiał zostać złoczyńcą), który chciałby sprawować władzę nad Stanami Zjednoczonymi, a potem – może nawet nad całym globem. Na szczęście, strażnikiem skarbu jest Fantom, przystojny młodzieniec o twarzy Billy’ego Zane sprzed okresu, w którym jego włosy wykonały gwałtowny odwrót na barykady. Pomoże mu sprytna dziennikarka Diana Palmer, z którą naturalnie połączy go uroczy romans.

PHANTOM, Catherine Zeta-Jones, Billy Zane (r.), 1996, (c)Paramount Pictures

Myślę, że „Fantom” byłby o wiele lepszym filmem, gdyby w roli tytułowej obsadzono Bruce’a Campbella, tak jak początkowo planowano. Swoją charyzmą gwiazda „Martwego zła” na pewno rozsadziłaby ekran. Bruce dodałby filmowi też szczyptę autoironii, która zmieniłaby go w zabawę konwencją. No, niestety. Zane, który na koncie miał na pewno więcej ról w kinie mainstreamowym („Tylko ty”, „Milczenie baranów”, „Snajper”) zapowiadał większe zyski. Jako Fantom jest sympatyczny i ma kupę wdzięku, ale traktuje swoją rolę nieco zbyt poważnie i chyba zapomina, że biega po dżungli w różowych rajtach. W roli Diany wystąpiła Kristy Swanson, pierwsza Buffy, jedna z najbardziej obiecujących gwiazdek lat 90., która przepadła niestety dość szybko i dziś wegetuje na strychu Hollywood, podobnie zresztą jak Zane, dla którego przecież „Fantom” był przepustką do „Titanica”.

THE PHANTOM, Treat Williams, 1996. ©Paramount Pictures

Najjaśniejszymi punktami „Fantoma” są czarne charaktery. Treat Williams jako Xander jest bardzo samoświadomy. Prezentuje się też na ekranie świetnie – ma w sobie czar gwiazdora złotej ery Hollywood i świetnie odnajduje się w roli głównego zbira. Ale to młodziutka Catherine Zeta-Jones jako zazdrosna Sala kradnie show. Aktorka tuż po „Fantomie” zagrała w „Masce Zorro” i zrobiła międzynarodową karierę. Dlaczego? Świetnie radzi sobie w scenach akcji, a w 1996 roku była prawdopodobnie jedną z 10 najpiękniejszych kobiet na świecie. Jeśli nawet nie przepadacie za kinem przygodowym, to warto „Fantoma” obejrzeć dla niej. I dla jej wdzięku.

Simon Wincer tak naprawdę zakończył „Fantomem” swoją karierę. Wcześniej zrobił m.in. sensacyjną komedię „Harley Davidson & Marlboro Man”, na koncie ma też kilka odcinków „Kronik młodego Indiany Jonesa”. W 2011 roku nakręcił swój ostatni film. I choć „Fantom” nie był klapą artystyczną, to finansowo poradził sobie bardzo średnio, a producenci byli rozczarowani kasowym wynikiem filmu, który kosztował 45 milionów dolarów, a zarobił – niecałe 17 milionów. Dziś „Fantom” to część „trylogii” filmów na podstawie komiksów, na które świat w latach 90. nie był jeszcze gotowy. No i szczytowy moment w karierze Zane’a, który uwierzył wtedy, że może grać herosów.