GALAXINA, Dorothy Stratten, 1980, fot. Crown International Pictures

„Galaxina”. W cieniu śmierci Dorothy Stratten

Dorothy Stratten w końcu lat 70. i początku lat 80. była gwiazdą i mogła mieć wszystko. Dwudziestoletnia, posągowa blondynka nie tylko spoglądała zalotnie z kilku okładek magazynu „Playboy”, zdobywając zaszczytny tytuł Playmate, ale również grała w filmach, które dziś w pewnych bardzo wąskich kręgach uznawane są za filmy kultowe. Należy do nich z pewnością „Galaxina” z 1980 roku, „Barbarella” lat 80. i zaskakująco zabawna parodia kina sci-fi, w której Stratten gra tytułową rolę.

GALAXINA, Dorothy Stratten, 1980

„Galaxina” to niskobudżetowe kino, które nabija się z takich ikon sci-fi jak „Obcy” czy „Star Trek”, dodatkowo czerpiąc pełnymi garściami z estetyki spaghetti westernów. Akcja „Galaxiny’ toczy się w 3008 roku, co daje twórcom spore pole do popisu. Krążownik międzygalaktycznej policji ma odzyskać pewien kryształ. Na pokładzie statku jest Galaxina, android, który ma za zadanie wspomagać załogę. Ale sprawy się komplikują, kiedy piękny android zakochuje się w jednym z oficerów. Tak można być w skrócie opisać główny zarys fabuły. Ale „Galaxina” to zbiór gagów, krótkich, pozornie niepowiązanych ze sobą scenek, które są ucztą dla koneserów kina klasy C. Jeśli oczywiście przymkną oko na skromny budżet i nieszczególnie zaangażowane aktorstwo.

GALAXINA, James David Hinton, Dorothy Stratten, Stephen Macht, 1980

O „Galaxinie” nikt by nie pamiętał, gdyby nie tragedia Dorothy Stratten. Wysoka, piękna blondynka rozpalała wyobraźnię mężczyzn nie tylko dzięki okładkom „Playboya”, ale też dzięki wielkiej ekranowej charyzmie. Oczywiście tytuł „Playmate roku” pomógł jej w karierze, ale Stratten była na dobrej drodze do tego, aby zostać gwiazdą pokroju Daryl Hannah, z którą zresztą łączy ją wyraźnie podobieństwo. Stratten przed „Galaxiną” zagrała kilka pomniejszych rólek, które raczej eksploatowały jej seksapil, w rok jednak (Playmate została w 1979 roku) udało jej się osiągnąć sporo. Dobrą passę przerwała jednak tragedia, w której cieniu żyje „Galaxina”. Aktorka została zamordowana przez swojego męża.

GALAXINA, Dorothy Stratten, 1980

Stratten w 1979 roku wyszła za Paula Sindera, swojego menadżera i fotografa, który pomógł jej zabłysnąć w „Playboyu”. Szybko jednak okazało się, że małżeństwo z Paulem nie było najlepszym wyborem. Stratten zaczęła spotykać się z Peter Bogdanovichem, wybitnym reżyserem, który na koncie ma m.in. „Ostatni seans filmowy”. Snider nie mógł się z tym pogodzić. Kiedy Dorothy przywiozła mu papiery rozwodowe, odrzucony mąż ją zamordował i sam popełnił samobójstwo.

Stało się to tuż po premierze „Galaxiny”, co przysporzyło filmowi sławy i sprawiło, że Dorothy pośmiertnie została bardziej doceniona niż mogła na to liczyć za życia. O zamordowanej aktorce powstało kilka filmów – w jednym z nich rolę Stratten grała młoda Jamie Lee Curtis, w drugiej – Mariel Hemingway. Bogdanovich napisał o Stratten książkę, która wydana została w 1984 roku. Ożenił się z młodszą siostrą aktorki, Louise Stratten, która podobnie jak siostra, została aktorką i napisała nawet kilka scenariuszy.

O Stratten powstały też piosenki – jedną z nich było „The Best Was Yet to Come” Bryana Adamsa.