„Władca lalek”. Klasyk od Charlesa Banda

400 tys. dolarów budżetu. 12 sequeli. I tytuł filmu kultowego. Charles Band, właściciel legendarnej wytwórni Full Moon Features doskonale wiedział, co robi, gdy postanowił skierować „Władcę lalek” na rynek VHS, odwołując premierę kinową filmu. Nie tyko zarobił krocie w wypożyczalniach, ale też sprawił, że film trafił do koneserów filmów klasy B, którzy na łowy wyruszali właśnie do wypożyczalni kaset wideo.


Band napisał scenariusz do spółki z Kennethem J. Hallem, drugim weteranem kina kultowego, który na koncie miał w 1989 roku scenariusze do m.in. „Koszmarnych sióstr” i „Złowieszczego nasienia”. Panowie poluzowali cugle wyobraźni i napisali wspólnie historię morderczych lalek. Zaczyna się ona dość malowniczo, w 1939 roku, w pewnym luksusowym, choć nieco obskurnym hotelu w Kalifornii. Lalkarz, sędziwy Toulon, właśnie dodaje ostatnie muśnięcia pędzlem na swoich kukiełkach. Niestety, do pokoju hotelowego wpadają nazistowscy szpiedzy, którzy od lat byli na jego tropie. Nim jednak to się dzieje, Toulon ukrywa swoje kukiełki w ścianie i popełnia samobójstwo. Przemawia przedtem do swoich dzieci uspokajająco, a one mu odpowiadają. Bo Taulon odkrył starożytną egipską recepturę, dzięki której może swoje dzieła ożywiać.


50 lat później, w 1989 roku grupa przyjaciół o zdolnościach paranormalnych przyjeżdża do tego samego hotelu, aby wyrównać rachunki z byłym kolegą, który oszukał ich i zwiódł. Na miejscu, od młodej żony przyjaciela, dowiadują się, że popełnił samobójstwo. Postanawiają wziąć udział w pogrzebie i spędzić noc w hotelu. A mordercze lalki tylko na to czekają…

„Władca lalek” to bardzo klimatyczny, nieźle zrobiony horror ze świetną ścieżką dźwiękową. Lalki wypadają tu bardzo naturalnie i w sumie nic dziwnego, skoro nad ruchami każdej z nich czuwało kilku lalkarzy i animatorów. Zresztą, to właśnie lalki cieszą się wśród fanów serii (13 filmów!!!!) największym powodzeniem. To one są tu najbardziej cyniczne, dowcipne i charyzmatyczne. Bynajmniej nie dlatego, że we „Władcy lalek” brakuje dobrych aktorów. Jedną z głównych ról gra tu Irene Miracle, nagrodzona w 1978 roku Złotym Globem dla „najbardziej obiecującej młodej aktorki” za rolę w filmie „Midnight Express”. Na ekranie pojawiają się też: znany z dwóch części „Amerykańskiego graffiti” Paul Le Mat, William Hickey („Mądrość krwi”, „Imię róży”), a w jednej z pomniejszych ról zobaczycie m.in. Barbarę Crampton, gwiazdę 'Re-Animatora” i „Zza światów”.

„Władca lalek” to horror zainspirowany innym dziełkiem ze stajni Banda. Chodzi o film „Lalki”z 1987 roku, w którym popłoch sieją nieco mniej charyzmatyczne kukiełki. „Władca lalek” nie został jednak przez Banda wyreżyserowany. Ten zaszczyt przypadł w udziale Davidowi Schmoellerowi, który w 1989 roku miał na koncie m.in. filmy „Netherworld”, „Katakumby” i „Pułapka na turystów”. Reżyser nie pracował przy pozostałych filmach i jest do dziś rozgoryczony z tego powodu. Według niego, Band odsunął go od produkcji, bo musiałby dzielić się chwałą i sukcesem serii. A tego nie chciał, co wydaje się całkowicie zrozumiałe. Zwłaszcza, że w historii wytwórni Full Moon nie ma bardziej dochodowej serii. Kolejnych 12 sequeli powstawało niemal rok po roku, a właśnie czekamy na premierę najnowszego z nich – „Puppet Master: The Littlest Reich”, w którym na ekranie spotkają się legendy kina klasy B – Barbara Crampton, Michael Paré i Udo Kier.

embed]https://www.youtube.com/watch?v=ezF0KR_74n0[/embed]