![](https://www.gornaoglada.pl/wp-content/uploads/2018/12/1219x1767_ovasf1-e1544351841797-1024x503.jpg)
„Złe dziewczyny z Marsa”. Kino klasy B próbuje się z siebie śmiać
„Złe dziewczyny z Marsa” wyglądają na kolejny zły film sci-fi, który powstał pod czujnym okiem czołowego reżysera filmowej tandety lat 80., Freda Olena Raya. To jednak tylko pozory, bo choć „Złe dziewczyny z Marsa” to film zły, to jednak wcale nie sci-fi. Ta tania produkcja z 1990 z założenia miała być komedią wyśmiewającą przemysł filmów klasy B, ich twórców i gwiazdy, które w nich występują.
Udało się połowicznie, a potencjał został niewykorzystany. Mimo to jednak, warto rzucić okiem na próbę zabawy konwencją autorstwa reżysera, który swoje filmy robił zwykle całkiem na serio.
Chodzi o to, że na planie niskobudżetowego filmu „Złe dziewczyny z Marsa” ktoś morduje aktorki, które rywalizują ze sobą o główną rolę. To oczywiście okazja, aby pokazać wiele nagich biustów, ale też – uchylić widzom rąbka tajemnicy i odpowiedzieć na pytanie: w jaki sposób powstają te filmowe szroty, jaka atmosfera panuje na planie filmowym i kim są gwiazdy tych produkcji.
![](https://www.gornaoglada.pl/wp-content/uploads/2018/12/ss_53df1440067bda83b36297a05d20992ad19fa978-1024x576.jpg)
Po zabójstwie głównej aktorki, która została powieszona na taśmie filmowej, nerwowy reżyser filmu zastanawia się, jak ją zastąpić. Odrzuca propozycję początkującej gwiazdki (gra ją legendarna Brinke Stevens) i postanawia zatrudnić europejską seksbombę w średnim wieku, Emmanuelle. Ta z kolei średnio jest zainteresowana kręceniem filmu, a bardziej tym, żeby przespać się ze wszystkimi w promieniu wielu mil.
Wszystko to jest bardzo chaotyczne i średnio śmieszne, scena, w której Emmanuelle przebiera się i wygina na tylnym siedzeniu samochodu wydaje się wręcz lekko żenująca, podobnie jak jej bijatyka z sekretarką reżysera zazdrosną o swojego szefa.
Film powstał za 52 tys. dolarów. To grosze, więc Fredowi należy się spory respekt za to, że był w stanie przy tak małym budżecie w ogóle zrealizować cokolwiek. I to z takimi gwiazdami jak Brinke Stevens, jedna z trzech oryginalnych, obok Linnei Quigley i Michelle Bauer „królowa krzyku”, wcielająca się w Emmanuelle Edy Williams („Poza doliną lalek”) i Dana Bentley.
Oprócz nich, na ekranie zobaczycie m.in. Olivera Darrowa („Nastoletni egzorcysta”) i Johna Henry’ego Richardsona, weterana filmów Freda Olena Raya.