„Efekty specjalne”. Zoë Lund w podwójnej roli

„Efekty specjalne” (1984) warto zobaczyć, nawet jeśli nie przepadacie za filmami reżyserowanymi przez Larry’ego Cohena, choć niepowtarzalny styl twórcy „Ambulansu”, trylogii „A jednak żyje” i „Substancji” sprawia, że trudno mi sobie to wyobrazić. Jeśli jednak Cohenowi nie udało się was niczym zachwycić, może spojrzycie łaskawszym okiem na „Efekty specjalne” z innego powodu. A tym powodem jest Zoë Lund, tutaj występująca pod nazwiskiem Tamerlis.

Lund to ikona dla fanów kina kultowego, ze szczególnym wskazaniem na nurt eksploatacyjny. W 1981 r. zadebiutowała w filmie „Kaliber 45.”Abla Ferrary, w którym stworzyła legendarną już dziś rolę dwukrotnie zgwałconej kobiety, która z bronią w ręku szuka zemsty na ulicach Nowego Jorku. „Efekty specjalne” to drugi film w jej dorobku i tym bardziej znaczący, że Lund gra w nim podwójną rolę. Biorąc pod uwagę jej krótką, przerwaną nałogiem heroinowym karierę (Lund zmarła w wieku 37 lat w wyniku zawału spowodowanego przedawkowaniem narkotyków), tym bardziej warto „Efekty specjalne” obejrzeć, zwłaszcza, że to jedyny, obok „Kalibru 45.” film, w którym Lund zagrała pierwsze skrzypce.

Aktorka w opresji

W „Efektach specjalnych” wciela się w Andreę Wilcox, aspirującą aktorkę, która szybko przekonuje się, że jej kariera w Hollywood niewiele będzie miała wspólnego z blichtrem i rautami, a znacznie więcej – z przypadkowym seksem z ludźmi choć trochę związanymi z nowojorskim światem filmu i licznymi rozbieranymi sesjami. Pierwsza scena zastaje Andreę zresztą w samym środku jednej z nich. Naga, przebrana za roznegliżowaną amerykańską maskotkę jest niemal osaczona przez fotografów, którzy ślinią się robiąc jej zdjęcia. Andrei jednak to nie przeszkadza. Pogrążona w swoim niemożliwym do zrealizowania amerykańskim śnie uparcie wierzy, że plik pornograficznych zdjęć zagwarantuje jej drogę na szczyty sławy.

fot. kadr z filmu

W czasie sesji mina jej jednak rzednie, kiedy widzi w tłumie fotografów znajomą twarz. To jej mąż, prostolinijny Keefe, który wytropił ją i przyjechał z Teksasu, aby zabrać do domu, do kilkuletniego synka, którego Andrea porzuciła w pogoni za karierą. Dziewczyna jednak nie chce wracać i nawet nagrania z dzieckiem w roli głównej nie są w stanie jej przekonać.
Przy pierwszej sposobności ucieka z mieszkania i biegnie wprost w ramiona śmierci, do mieszkania reżysera, Christophera Neville’a, którego kariera właśnie legła w gruzach. Neville wrócił do Nowego Jorku w niesławie, po tym jak jego ostatni film zrobił klapę.

fot. kadr z filmu

Andrea myśli, że jeśli wyciągnie rękę do odtrąconego przez środowisko twórcy będzie wciąż przy nim, gdy ten się podniesie. Neville to jednak maniak opętany chęcią stworzenia dzieła skończonego. Kiedy w łóżku Andrea orientuje się, że Neville chce nagrać ich zbliżenie (słyszy kamerę) odtrąca go i wyśmiewa. Neville wpada w szał i morduje aktorkę, a w jego głowie rodzi się chory plan.

Morderstwo pod okiem kamery

I to właśnie ten plan jest osią fabuły filmu Cohena. Neville postanawia przekonać policję, że to poczciwy Keefe zamordował niewierną żonę, ale jest w tym niezwykle przebiegły. Zaczyna też pracę nad nowym filmem, którego główną bohaterką ma być…Andrea. Kluczowe finałowe sceny przecież już ma, bo zabójstwo zostało uwiecznione na taśmie filmowej.
Znalezienie odtwórczyni roli Andrei nie będzie łatwe. Neville przegląda tysiące zdjęć i przesłuchuje setki aktorek. Żadna nie ma jednak ani urody zamordowanej, ani tym bardziej niewinnego i perwersyjnego zarazem spojrzenia jej oczu. Idealną kandydatkę odnajduje Keefe: w placówce Armii Zbawienia poznaje Elaine Bernstein, która do złudzenia przypomina jego zmarłą żonę. Elaine jednak, w przeciwieństwie do Andrei wcale nie chce zostać aktorką. Tymczasem Keefe zaczyna podejrzewać, że Neville coś knuje…

fot. kadr z filmu

„Efekty specjalne” to zręczny thriller, w którym widać wpływy twórczości Alfreda Hitchcocka. Zdradza też kilka prawd na temat przemysłu filmowego, choć pokazany jest on tu w krzywym zwierciadle, z właściwym Cohenowi czarnym humorem. Wymowna jest np. postać policyjnego detektywa, który za obietnicę wpakowania jego nazwiska do napisów początkowych tworzonego przez Neville’a filmu, zapomina o śledztwie i potrafi myśleć jedynie o obsadzeniu odpowiedniej aktorki w roli zamordowanej, której zabójcy powinien szukać.

Duch Hitchcocka

Cohen scenariusz „Efektów specjalnych” napisał już w 1967 r., choć z jego realizacją czekał niemal 20 lat. Miał jednak co robić jako reżyser, scenarzysta i producent. W 1972 r. zadebiutował na stołku reżyserskim i w zaledwie 10 lat wyrósł na jednego z czołowych twórców kina klasy B tamtych czasów.
Lund w swojej podwójnej roli jest świetna. W roli naiwnej i okrutnej jednocześnie Andrei wzbudza litość, a jako inteligentna Elaine – sympatię, choć początkowo, bo potem – budzi niepokój. Bez wątpienia rozsadza ekran nie tylko swoją urodą, ale też, przede wszystkim – charyzmą.

fot. kadr z filmu

Jako Keefe wystąpił tu Brad Rijn, który łącznie zagrał u Cohena w czterech filmach, a w swojej trwającej kilka lat karierze – w zaledwie pięciu. Po raz ostatni na ekranie można go było oglądać w „Powrocie do miasteczka Salem”. Jako Neville na ekranie błyszczy Eric Bogosian, mniej znany jako aktor, a bardziej – autor sztuk teatralnych, monologów i książek. Jego sztuka „Talk Radio” nominowana była do Nagrody Pulitzera i posłużyła za podstawę filmu Olivera Stone’a „Rozmowy radiowe”.

Film znajdziecie na Amazonie.