„Eliminatorzy”. Idealni na leniwe popołudnie

Androidy to bardzo wdzięczny temat, o czym świadczy ilość filmów sci-fi, w których grają one pierwsze skrzypce. W „Eliminatorach” z 1986 r., jednym z głównych bohaterów jest Mandroid – hybryda maszyny z człowiekiem, niegdyś John – pilot, który po tragicznej katastrofie lotniczej w Ameryce Południowej, posłużył nieludzkim eksperymentom szalonego naukowca, Abbotta Reevesa. Jako Mandroid podróżuje w czasie i wykonuje niebezpieczne misje, często – dość niedorzeczne. Już na samym początku filmu, powracając z przeszłości, wręcza swemu twórcy tarczę rzymskiego centuriona. Po co? To niejasne. Reeves, widząc, że jego eksperymenty się powiodły, postanawia pozbyć się Mandroida. Ale ten kurczowo trzyma się życia. I wcale nie chce zostać oddany na części. Z pomocą życzliwego sobie doktora Takady, Mandroid ucieka. Musi odnaleźć wojskową badaczkę Norę Hunter. I z jej pomocą powstrzymać Reevesa, którego ambicje rosną z każdą minutą i który uknuł już plan rzucenia Stanów Zjednoczonych na kolana.

fot. kadr z filmu

Rzeczny Han Solo

„Eliminatorzy” to sympatyczne kino, które na tle innych filmów przygodowych z połowy lat 80. wyróżnia się wyrazistymi postaciami, niezłymi dialogami i wyraźnie przyzwoitym budżetem. Nora Hunter wraz ze spowitym dla niepoznaki w koce Mandroidem, wyrusza do Ameryki Południowej i tam wynajmuje poszukiwacza przygód, który ma dwoje uciekinierów przeprawić przez rzekę. Harry Fontana to zręczne połączenie Hana Solo z Lee Marvinem grającym swą oscarową rolę w „Kasi Ballou”. Wątek romansowy pomiędzy nim a Hunter rozwija się naturalnie i opiera na irytujących przeciwieństwach między bohaterami, dużo tu też humoru sytuacyjnego i niezłych scen akcji.

fot. kadr z filmu

Spora w tym zasługa Paula De Meo i Danny’ego Bilsona, którzy napisali scenariusz „Eliminatorów”. Panowie na koncie mają m.in. serię „Trancers”, kultową franczyzę o nieugiętym glinie przyszłości, który obnosi marsowe miny na twarzy Tima Thomersona.
Thomerson był zresztą pierwszym wyborem do roli Fontany, ostatecznie jednak w filmie się nie pojawił. W zuchwałego kapitana barki z apetytem na przygodę wcielił się Andrew Pine, którego pewnie pamiętacie z oryginalnego „Miasteczka, które bało się zmierzchu”.

Debiut szczytowym osiągnięciem

Obsada „Eliminatorów” robi zresztą wrażenie. Pine w roli Fontany to jedno, ale przecież Norę gra Denise Crosby, aktorka znana choćby z „48 godzin” czy „Smętarza dla zwierzaków”. Manroid ma oblicze Patricka Reynoldsa, dla którego rola ta była ostatnią w karierze – Reynolds to dziś przede wszystkim aktywista, który angażuje się w walkę z koncernami tytoniowymi i paleniem papierosów w ogóle. Tym bardziej to interesujące, że Reynolds jest synem jednego z największych potentatów tytoniowych w historii USA.
W filmie gra też Roy Dotrice, który wciela się w diabolicznego Reevesa. Dotrice to legenda kina, facet, który na koncie ma ponad 120 ról filmowych. Grał w „Amadeuszu”, na koncie ma brytyjską nagrodę BAFTA za występ w serialu „Misleading Cases”, a tuż przed śmiercią w 2017 r. zagrał w „Grze o tron”.

fot. kadr z filmu

Na koniec jeszcze o reżyserze. Peter Manoogian na koncie ma jeden z segmentów „Władcy podziemi”, słynną „Arenę” i „Szatańskie zabawki”. „Eliminatorzy” to jego szczytowe osiągniecie. I pełnometrażowy debiut jednocześnie. Idealne kino na leniwe, niedzielne popołudnie.

Film znajdziecie na Blu-ray (wydany przez Shout! Factory), oraz na Amazonie.