„Time Trackers”. W pułapce czasu i niskiego budżetu

Kathleen Beller po raz pierwszy zobaczyłam w filmie „Miecz i czarnoksiężnik” (1982) Alberta Pyuna. Po tym przyzwoitym fantasy zagrała w „Dynastii” i kilku mniej znanych produkcjach, a potem przepadła niemal na 20 lat, by w 2016 r. wrócić w niezależnym filmie krótkometrażowym „Tom”.
„Time Trackers” to przygodowe kino z 1989 r. należące do tych właśnie mniej znanych produkcji z Beller w roli głównej. Reżyserem filmu jest Howard R. Cohen, który dla Rogera Cormana, króla kina klasy B, napisał trzy części cyklu o Łowcy Śmierci, a 4. odsłonę nawet wyreżyserował.
Na koncie ma też reżyserię kilku innych filmów, a „Time Trackers” to jeden z nich. Legenda głosi, że powstał bo Cohen wpadł an chwilę do studia Cormana. Tam zauważył dwa stojące odłogiem plany filmowe – średniowieczny i futurystyczny. Od raz zaproponował Cormanowi, że wykorzysta oba i niskim kosztem nakręci film przygodowy o podróżach w czasie.

fot. kadr z filmu

Na ratunek przyszłości

„Time Trackers” to klasyczny przedstawiciel tego nurtu. Mamy rok 2033, a grupa naukowców właśnie opracowała wehikuł czasu. Jeden z nich, doktor Karl Zandor (z takim imieniem i nazwiskiem może być tylko czarnym charakterem) wykrada prototyp maszyny i umyka w odmęty czasoprzestrzeni. Może być wszędzie, ale oczywiście, planuje coś wyjątkowo niecnego, coś co może wpłynąć na losy ludzkości. I dlatego reszta naukowców wyrusza w ślad za nim. Najpierw do 1991 r., by powstrzymać Zandora przed zamordowaniem pewnego kongresmena. Okazuje się bowiem, że naukowiec – renegat planuje wykończyć przodków pozostałych konstruktorów wehikułu. I tak, w średniowieczu zaczai się na bohaterskiego Czerwonego Księcia. Główną bohaterką tej opowieści jest piękna R. J. Craig, potomkini Czerwonego Księcia. Ma twarz Kathleen Beller i sporo wdzięku, z łatwością adaptuje się też do zmieniającej się jak w kalejdoskopie scenerii, a w stroju średniowiecznej damy wygląda pięknie i szlachetnie. Beller wyraźnie dobrze się bawi.

Ned Beatty i spółka

Oprócz niej, w filmie wystąpili też m.in. Ned Beatty (gra policjanta, który przypadkiem podróżuje w czasie z całą ekipą naukowców), aktor znany m.in. z ról w filmach „Sieć” i „Superman”. Beatty w 1977 r. nominowany był do Oscara jako najlepszy aktor drugoplanowy, nigdy jednak nie gardził kinem klasy B i w latach 80. zagrał w nim ról na pęczki. Jako Zandor na wyżyny zła wspina się tu Lee Bergere. Zmarły w 2007 r. aktor grał m.in. w „Dynastii” i serialu „Północ – Południe”.
Na ekranie zobaczycie też Bridget Hoffman, która fanom „Martwego zła” może wydawać się znajoma. Choć w żadnym filmie z serii się nie pojawiła, pozowała z Bruce’em Campbellem na plakatach promujących serię. Czerwony Książę obnosi długie pukle i przystojną twarz Alexa Hyde’a White’a , którego możecie kojarzyć np. jako młodego Henry’ego seniora z filmu „Indiana Jones i ostatnia krucjata”. Grał też Davida w „Pretty Woman”.
„Time Trackers” to produkcja typowo familijna, ale nawet dorośli mogą się w czasie seansu dobrze bawić. Jeśli oczywiście przymkną oko – albo oba – na liczne mankamenty filmu Cohena. To niezbyt oryginalne dzieło, z wyraźnie niskim budżetem, ale do niedzielnego relaksu nadaje się wspaniale.