The Nature of the Beast (1995) Directed by Victor Salva Shown: poster art

„Złe towarzystwo”. Roberts i Henriksen w śmiertelnym pojedynku

„Złe towarzystwo” („The Nature of the Beast”) to film z 1995 r., w którym dwaj mężczyźni biorą udział w pojedynku psychologicznym, na zakurzonej szosie, gdzieś w pustynnych krajobrazach Kalifornii. Ale ten pojedynek wychodzi daleko poza fabułę filmu Victora Salvy („Smakosz” 1,2 i 3, „Dom klaunów”). Ponieważ główne role grają tu Lance Henriksen i Eric Roberts – pojedynek bohaterów zamienia się też w pojedynek aktorów. Z wielką korzyścią dla widza.
W 1995 r. zarówno Roberts jak i Henriksen przeżywali delikatne załamanie kariery. Roberts z powodu uzależnień, które rzuciły go w objęcia kina klasy B, Henriksen – próbował się odnaleźć w świecie, w którym właściwe latom 80. thrillery sci-fi, horrory i kino akcji nie mają już racji bytu. Salva był w pierwszej połowie lat 90. obiecującym reżyserem, choć zarówno wtedy jak i teraz (na początku lat 90. odsiedział 15 miesięcy z 3-letniego wyroku) ciążyły na nim oskarżenia o molestowanie seksualne nieletnich i posiadanie dziecięcej pornografii, co zresztą – i bardzo słusznie – odbiło się na jego karierze.

fot. kadr z filmu

Salva napisał scenariusz „Złego towarzystwa” i film wyreżyserował, a do współpracy zaprosił parę piekielnie charyzmatycznych aktorów, którzy mieli za zadanie ponieść „Złe towarzystwo”. Roberts miał już wtedy na koncie nominację do Oscara dla najlepszego aktora drugoplanowego za „Uciekający pociąg”, Henriksen – renomę weterana kina kultowego, z rolami w „Terminatorze” i serii „Obcy” w swoim bogatym CV. Nie licząc kilkudziesięciu występów w tak kultowych filmach, jak „Nieuchwytny cel”, „Dyniogłowy” i „Zimny jak głaz”.

Lance Henriksen i Eric Roberts

W „Złym towarzystwie” gra Jacka Powella, urzędasa pod krawatem, który spieszy się do żony i dzieci. Na swoje nieszczęście, na drodze spotyka nieobliczalnego Adriana – autostopowicza z kryminalną przeszłością, który szprycuje się heroiną i dość szybko daje Jackowi do zrozumienia, że zabijanie nie jest dla niego problemem. Jednocześnie, w lokalnym radiu mowa o seryjnym mordercy, a drogi są zablokowane przez policję. Adrian terroryzuje Jacka, zmusza, by od tej pory podróżowali razem.
Roberts w roli Adriana jest rewelacyjny. Mimo, że w latach 90. był prawdopodobnie jednym z przystojniejszych mężczyzn na świecie, w „Złym towarzystwie” jest odpychający, budzi niepokój, a w niektórych scenach – obrzydzenie.

fot. kadr z filmu

Jego nihilizm balansuje na granicy prawdopodobieństwa. Jest jak chore zwierzę, które w desperacji kąsa wszystkich, którzy chcą mu pomóc, a jednocześnie – jak drapieżnik, który szuka w stadzie najsłabszej sztuki. Powell ze swoim krawatem i odprasowaną koszulą jest w obliczu tego szaleństwa bezsilny. Zastraszony i zdominowany godzi się na to dziwne partnerstwo, choć podejrzewa, że jego pasażer jest seryjnym mordercą. Albo czymś znacznie gorszym, bo jak mawia Adrian: – Nie da się zabić diabła. Jadą więc po pustych drogach, zatrzymują się w obskurnych, przydrożnych barach i wciąż walczą, choć w tej rozgrywce nikt nie ma szansy na zwycięstwo.

Eric i Lance razem mogą wszystko

„Złe towarzystwo” to koncertowo zagrany, pełen napięcia thriller, którego zakończenie zaskakuje i daje do myślenia. Szkoda, że film Salvy został zapomniany, bo czuć w nim echa „Autostopowicza” z Rutgerem Hauerem, choć więcej w nim wybrzmiewa niepokojów lat 90. niż tych z minionej dekady. Mieszczański Powell w konfrontacji z dzikim Adrianem nie ma szans. Ale czy na pewno?
W filmie, oprócz – jak już wielokrotnie podkreślałam – genialnego Henriksena i hipnotyzującego Robertsa – grają m.in. Brion James („Łowca androidów”, „Stalowa granica”), Frank Novak („Dzień niepodległości”), Eliza Roberts, żona Erika – która z mężem zagrała m.in. w „Zabójczym instynkcie”, „Chcę mieć dziecko” i wielu innych – łącznie, współpracowali przy ponad 30 produkcjach.

fot. kadr z filmu

Roberts i Henriksen grali razem tylko w tej jednej. Szkoda, bo ten duet mogłabym oglądać wciąż i wciąż, bez względu na sos gatunkowy. Po seansie „Złego towarzystwa” jestem przekonana, że byliby razem świetnie nawet w slapstikowej komedii. Albo komedii romantycznej, rozgrywającej się w jednym pokoju, w przeciągu dwóch godzin. Albo w remake’u „Narodzin gwiazdy”.