„Czerwona linia”. Rutger Hauer chce dorwać Marka Dacascosa

„Czerwona linia” („Deathline”) Tibora Takácsa to dziwaczny film, który wyróżnia się na tle innych akcyjniaków ze schyłku lat 90. oryginalnym stylem – z tym akurat Takács nigdy nie miał problemu – i niezłymi kreacjami aktorskimi. To ostatnie też nie dziwi, bo głównego bohatera gra tu Rutger Hauer, a jego nemezis – Mark Dacascos. Jest to pierwszy z trzech filmów, w których te legendy rynku VHS wystąpiły razem. I kolejny, przy którym Dacascos współpracuje z Takácsem – Węgrem z dwoma częściami „Wrót” i horrorem „Hardcover w sztywnej okładce” na koncie.
„Czerwona linia” to film z 1997 r., a więc okresu, w którym kariera Rutgera Hauera nieco już traciła rozpęd, kariera Marka Dacascosa jako dyżurnej gwiazdy kina akcji właśnie go z kolei nabierała. Pierwszy z nich po rolach w tak kultowych produkcjach jak „Ślepa furia”, „Łowca androidów” i „Autostopowicz” w latach 90. próbował odnaleźć się jakoś w epoce kina produkowanego wprost na półki wypożyczalni. Drugi – torował sobie przez pudełka z kasetami wideo drogę do sławy.

Zemsta w futurystycznej Moskwie

W „Czerwonej linii” Hauer gra Johna Wade’a, drobnego przemytnika, byłego agenta CIA, który w niedalekiej przyszłości, w siermiężnie futurystycznej Moskwie, wraz z ukochaną Katyą i wspólnikiem Merrickiem (Dacascos), przemyca z USA niedostępne w pachnącej totalitaryzmem Rosji dobra. Merrick jednak okazuje się niegodny zaufania i sprzedaje Wade’a i Katyę policji. Oboje giną, Merrick zgarnia forsę, ale niedługo będzie mu dane beztrosko się nią cieszyć, bo Wade zmartwychwstaje na skutek wojskowego eksperymentu, który dostał od rosyjskiej pani prezydent zielone światło. Kiedy budzi się w rządowym szpitalu, w głowie (oprócz dziury po kuli) ma tylko jedno: zemstę. Przemierzając udający Moskwę Budapeszt, wyłaniając się z mgły, przejść podziemnych, klimatycznych klatek schodowych, Wade depcze Merrickowi po piętach i planuje wendettę. To jednak nie będzie takie proste, bo Merrick pieniądze skradzione Wade’owi wykorzystał, aby opłacić miejscowych przestępców i zbudować sobie renomę. W dopadnięciu go pomoże Wade’owi prostytutka Marina – obeznana ze sztukami walki dziewczyna łudząco podobna do zmarłej ukochanej bohatera.

Rutger Hauer żegna się z rolami macho

Budapeszt to piękne miasto i Takács wspaniale to uwypukla. „Czerwona linia” to żadna wielka produkcja, tylko filmowa współpraca Kanady i Holandii, powstała za garść dolarów. I dlatego efekt końcowy jest tym bardziej imponujący. To film oryginalnie sfotografowany, pełen świetnie wykorzystanych wnętrz, dziwnych scen erotycznych i miejscami zbędnej nagości. Hauer gra z przekonaniem, zresztą role bezlitosnych typów nastawionych na zemstę to jego specjalność. A „Czerwona linia” to właściwie jeden z ostatnich filmów akcji, w których miał okazję zagrać protagonistę-macho tuż przed tym, jak osunął się w mroczną głębię ról prezydentów, podstępnych naukowców i po prostu – postaci przemykających na drugim planie.
Dacascos w tym samym roku zagrał jeszcze w świetnym „Odlocie”, a rok później – w reżyserowanym przez Takácsa „Sanktuarium”. Jako czarny charakter sprawdził się w „Czerwonej linii” nieźle, choć jest to aktor, którego chętniej ogląda się, gdy spuszcza lanie, a nie gdy je dostaje. Ostatnio jednak, w „Johnie Wicku 3” nieco zagrał właśnie tym sentymentem i sprawdził się rewelacyjnie.