"Oddział widmo 2 ", reż. Jon Cassar, rok prod. 1997, okładka VHS

„Oddział widmo” 1 i 2. Hulk Hogan na serio i z włosami

Jest wieczór. Nad brzegiem oceanu, z włosami targanymi przez morską bryzę stoi on. Jego mięśnie drgają w blasku trzaskających płomieni rytualnego ogniska, a na plecach rozciąga się skomplikowany tatuaż o tajemniczym znaczeniu. Wykonuje niespiesznie serię ruchów kojarzących się ze sztukami walki z Dalekiego Wschodu. Kiedy kamera wreszcie pokazuje twarz umięśnionego kolosa – każdy widz bez trudu go rozpozna. To Hulk Hogan, jeden z najsłynniejszych zawodowych zapaśników na świecie, który na długo przed Dwayne’em „The Rockiem” Johnsonem z powodzeniem odpalił karierę aktorską stając się jedną z największych gwiazd lat 90.

„Oddział widmo”, reż. Jon Cassar, rok prod. 1997, fot. kadr z filmu

Scena znad oceanu pochodzi z pierwszej części dylogii „Oddział widmo” – znanej u nas też pod tytułem „Zasadzka na diabelskiej wyspie”. Ten film akcji z 1997 r. został wyreżyserowany przez Jona Cassara, dziś cenionego producenta i reżysera z serialem „24 godziny” na koncie. „Zasadzka na diabelskiej wyspie” piłowana była swego czasu bez litości przez polskie stacje telewizyjne, cieszyła się też sporą popularnością w wypożyczalniach wideo – oprócz Hogana, na okładce rozpychają się jeszcze: Shannon Tweed – królowa thrillerów erotycznych ze smykałką do sztuk walki i Carl Weathers, czyli Apollo Creed z serii „Rocky” i tytułowy „Szalony Jackson”.

„Oddział widmo”, reż. Jon Cassar, rok prod. 1997, fot. kadr z filmu

Hogan w obu filmach z serii prezentuje swoje bardziej poważne oblicze – nie ma ani tlenionej czupryny ani wąsów nie oślepia też swoją charakterystyczną łysiną. Mogła być z niego całkiem charyzmatyczna gwiazda kina akcji, szkoda, że jego krzykliwy wizerunek wrestlera pozbawił go tej szansy.

Shannon Tweed i Hulk Hogan

Robiąc wspomniane wyżej wygibasy jego bohater, milczący i uduchowiony Mike McBride przygotowuje się do niebezpiecznej misji. McBride to jeden z najlepszych komandosów formacji Navy Seals: profesjonalny, sumienny do bólu, lojalny i odważny. Wraz ze swoim oddziałem ma za zadanie pojmać Carlosa Gallindo – podłego barona narkotykowego, szefa kartelu z Ameryki Południowej . Ale w czasie ataku na rezydencję przestępcy, jeden z kolegów McBride’a okazuje się zdrajcą. Misja wisi na włosku, wydaje się, że poczciwemu Mike’owi zaraz strącą głowę maczetą, Na szczęście, okazuje się, że kochanka Gallindo, seksowna blondynka z dziwnym rosyjskim akcentem , to tak naprawdę agentka służb antynarkotykowych, która wyciągnie Mike’a z opałów. Gallindo zostaje aresztowany, a to tylko 10 pierwszych minut filmu!

„Oddział widmo”, reż. Jon Cassar, rok prod. 1997, fot. kadr z filmu

Tutaj zaczyna się właściwa akcja. Gallindo, którego gra wprawiony we wcielaniu się w czarne charaktery Billy Drago (znany najbardziej z „Nietykalnych”, ale na koncie ma kilkaset ról kanalii w kinie klasy B) oczywiście nie jest uradowany swoim aresztowaniem. Jego ludzie porywają drużynę amerykańskich atletów i żądają wypuszczenia swojego szefa. Z ciężkim sercem, uzbrojony po zęby Mike – w towarzystwie granej przez Tweed seksownej agentki i eksperta od ładunków wybuchowych o twarzy Weathersa – wkroczy do akcji. Dość sztampowej i przewidywalnej, ale dającej wiele radości. Tweed swoje kopniaki rozdaje z gracją, Hogan napina się w odpowiednich momentach, a Weathers oferuje rozładowanie napięcia w postaci kilku czerstwych żartów.

„Oddział widmo”, reż. Jon Cassar, rok prod. 1997, fot. kadr z filmu

„Zasadzka…” to przyzwoite kino akcji z efektownymi wybuchami, bijatykami i sympatycznymi bohaterami, którzy pewnie byliby dla widzów znacznie mniej interesujący, gdyby grały ich mniej znane twarze. Zbierając w jednym filmie trzy tak rozpoznawalne ikony kina akcji lat 90. producenci filmu zapewnili sobie sukces. Na ekranie dodatkowo w mniejszych rolach – Billy „Szpony Orła” Banks i Martin Kove, czyli Kreese z „Karate Kid”.
„Zasadzka na diabelskiej wyspie” to jeden z tych filmów, o których zapomina się zaraz po seansie, choć nie ma to nic wspólnego z wypieraniem bolesnych wspomnień, a jedynie – powtarzalnością fabuły.

„Oddział Widmo 2” był pewny

Ostatecznie to musiało skłonić producentów do wyprodukowania sequela – w 1998 r. pojawił się „Oddział Widmo 2”. Hulk, Tweed, Weathers, Kove – wszyscy wrócili w kontynuacji. Jeszcze bardziej wybuchowej (w finale bohaterowie idą w zwolnionym tempie na tle spektakularnej eksplozji) i rozczulającej próbami pogłębienia psychologii postaci. W drugiej części drużyna złożona z Mike’a i jego kompanów najpierw odbija z austriackiej rezydencji porwaną przez ojca-milionera dziewczynkę. W czasie tej misji Mike’a dręczą flashbacki z czasów wojny na Bliskim Wschodzie. Okazuje się, że nie bez powodu – handlarz bronią, który w czasie wojny w Zatoce Perskiej eksperymentował z bronią chemiczną wcale nie umarł, jak wierzył latami Mike. Dręczony wspomnieniami postanawia go zgładzić, ale sprawy się komplikują, kiedy wróg wstrzykuje mu truciznę, która ma go zabić w 72 godziny i…

„Oddział widmo 2 „, reż. Jon Cassar, rok prod. 1997, fot. kadr z filmu

No właśnie – „Oddział Widmo 2: Wyścig z czasem” powstał zgodnie z zasadami sequeli – więcej, mocniej, szybciej, głośniej. Ci, którym przyjemność sprawił pierwszy film będą zadowoleni.
Dla mnie najjaśniejszą stroną obu filmów jest Shannon Tweed – prywatnie żona wokalisty zespołu Kiss, Gene’a Simmonsa, zbudowała swoją karierę na występach w kasetowych thrillerach erotycznych, ale na koncie ma wiele filmów akcji, w których udowodniła, że wspaniale sprawdza się też w ordynarnej kopaninie. Tweed ma wdzięk, charyzmę i poczucie humoru. A Hulk Hogan odżegnujący się od swojego ringowego wizerunku to też ciekawy widok. Jeśli znajdziecie chwilę, przekonajcie się sami.