„Coś paskudnego tu nadchodzi”. Bardzo mroczny Disney
Ray Bradbury mówił, że „Coś paskudnego tu nadchodzi” z 1983 roku to najlepsza adaptacja filmowa jego powieści. Można powiedzieć, że sam o to zadbał. Napisał scenariusz na podstawie własnej książki i był stałym gościem na planie filmowym. Powstała ponura opowieść dla dzieci o dorastaniu i tym, że za marzenia trzeba czasami płacić wysoką cenę. Ale czy „Coś paskudnego tu nadchodzi” to naprawdę film dla dzieci? Chyba nie. I w tym tkwi jego urok.
Ray Bradbury o dorastaniu
Bradbury napisał powieść z tytułem nawiązującym do „Makbeta” Williama Szekspira w 1962 roku. Jej główni bohaterowie to dwaj 13-letni chłopcy: jasny i szczery Will Halloway oraz bardziej mroczny, pełen wątpliwości i pytań Jim Nightshade, który bardzo chciałby już być mężczyzną i dowiedzieć się, co „dorośli robią za zamkniętymi drzwiami”. Akcja rozgrywa się w małym miasteczku w amerykańskim Illinois. Właśnie nadchodzi jesień, robi się jeszcze bardziej ciemno i ponuro. Spadające z drzew liście i brunatne barwy krzyczą o przemijaniu. Tej jesieni Will i Jim dorosną.
Do Green Town przyjeżdża Pan Dark (Pan Ciemność) wraz ze swoim melancholijnym cyrkiem i duszą sprzedawcy cadillaców. Tylko, że zamiast używanymi samochodami, Dark handluje marzeniami. Mieszkańcy miasteczka będą mogli zdobyć wszystko, czego zapragną, ale cena może czasami okazać się zbyt wysoka. I dość makabryczna.
Cofnąć czas
Ważnym wątkiem filmu Jacka Claytona („W kleszczach lęku”, „Wielki Gatsby”) jest umykający czas. Ojciec Willa, Charles jest już starszym meżczyzną. Wykształcony bibliotekarz marzy o tym, by pograć z synem w piłkę bez zadyszki, jak inni ojcowie. Czy Dark skusi go obietnicami o cofnięciu biegu czasu? Czy skusi Jima dodaniem mu kilku lat, żeby mógł być dorosły?
Film Claytona to melancholijne arcydzieło. Nawet dziś, po niemal 35 latach od premiery zachwyca. I nie tylko wizualnie – „Coś paskudnego tu nadchodzi” porusza tematy, których dziecięce kino wcześniej nie dotykało. Całość jest dość makabryczna (Pan Dark nie bierze jeńców) i trzeba przyznać – przerażająca. Duża w tym zasługa muzyki Jamesa Hornera, który stworzył jeden z najlepszych soundtracków w swojej karierze.
Jonathan Pryce kradnie show
Ale „Coś paskudnego tu nadchodzi” byłoby pewnie gorsze, gdyby nie Jonathan Pryce w roli Darka. Pryce to aktor wybitny. Brytyjczyk zdobył zresztą Złotą Palmę w Cannes za rolę w „Carringtonie”, a za swoją interpretację Darka był nominowany do prestiżowego Saturna, dla najlepszego aktora drugoplanowego. Pryce w 1983 roku nie był grubą rybą, „Coś paskudnego tu nadchodzi” to właściwie jego pierwszy naprawdę duży film. I zrobił w nim coś niezwykłego. Jego Dark to bezwzględna zjawa ubrana w nienaganny garnitur, z cylindrem na głowie. Nie wiadomo kim jest, ani skąd się wziął. Każdym jednak swoim gestem Pryce daje widzom do zrozumienia, że Dark nie należy do naszego świata. Dziś już Pryce to jeden z najbardziej znanych aktorów charakterystycznych na świecie. Wystarczy wymienić jego role w „Jutro nie umiera nigdy”, „Brazil”, „Piratach z Karaibów”, czy ostatnio – „Tabu” Toma Hardy’ego, aby każdy skojarzył jego twarz.
Pam Grier na drugim planie
Od Pryce’a trudno oderwać wzrok na ekranie, ale w obsadzie są też inni. Tęskniącego za młodymi latami Charlesa gra Jason Robards, zdobywca dwóch Oscarów za filmy „Wszyscy ludzie prezydenta” i „Julia”. Willia i Jima zagrali Vidal Peterson i Shawn Carson, chłopcy, dla których „Coś paskudnego tu nadchodzi” było pożegnaniem z kinem. Peterson zagrał co prawda jeszcze w „Wizards of the Lost Kingdom” (1985), ale była to jego ostatnia rola i na pewno nie była kluczowa. Na ekranie w roli „Pyłowej wiedźmy” widzimy też…Pam Grier, legendę kina VHS wyciągniętą z lamusa przez Quentina Tarantino 14 lat później w filmie „Jackie Brown”.
„Coś paskudnego tu nadchodzi” spodobało się krytykom, którzy chwalili film za styl i elegancję. Zwracali też uwagę, że to jedna z nielicznych adaptacji powieści, która nie tylko z powodzeniem oddaje klimat oryginału, ale też – jej literacki styl. Disney utopił jednak 11 milionów dolarów. Film kosztował 19 milionów, zarobił – osiem.
Dla typowej widowni disnejowskich produkcji „Coś paskudnego tu nadchodzi” okazało się zbyt ponure i poważne. Film zdobył jednak Saturna dla najlepszego filmu fantasy, a wytwórnia ogłosiła w 2014 roku, że zamierza zabrać się za remake. Na szczęście, od tamtej pory nikt o tym nie wspominał. I bardzo dobrze. Po co grzebać w czymś, co jest idealne?
Film wyszedł na DVD – znajdziecie go np. tutaj