Żołnierze kosmosu, 1997, fragment plakatu, fot. TriStar Pictures

„Żołnierze kosmosu”. Satyra na wojnę z robalami w tle

20 lat temu Paul Verhoeven zrobił film, który dziś zaliczany jest do najlepszych produkcji lat 90. Ale początkowo nic nie wskazywało na to, że tak będzie. Krytykom nie podobali się „Żołnierze kosmosu”, którzy imponowali co prawda efektami specjalnymi, ale nikt nie widział w filmie Holendra pacyfistycznej satyry, którą przecież miał być od samego początku. Dopiero po latach okazało się, że Verhoeven zrobił coś więcej, niż tylko sprawną opowiastkę o kosmicznych komandosach zabijających wielkie robale.

STARSHIP TROOPERS, Dina Meyer, 1997, ©TriStar Pictures

Scenariusz filmu „Żołnierze kosmosu” powstał najpierw niezależnie. Potem, z powodów licencyjnych scenariusz został przekształcony tak, aby stać się ekranizacją powieści Roberta A. Heinleina. Scenariusz filmu napisał Edward Neumeier, który na koncie ma m.in. Saturna za najlepszy skrypt do „RoboCopa” i nominację za „Żołnierzy kosmosu” właśnie. Później napisał jeszcze scenariusze do dwóch sequeli „Żołnierzy kosmosu”, ale nie było to najlepsza życiowa decyzja. Trzecią część w ogóle sam wyreżyserował, czym udało mu się nieco zrehabilitować, a ostatnio napisał czwartą część „Żołnierzy kosmosu”, animację, która premierę będzie miała już za tydzień, 21 sierpnia.

STARSHIP TROOPERS, from left: Neil Patrick Harris, Denise Richards, Casper Van Dien, 1997, ©TriStar Pictures

Powieść Heinleina oskarżana była o propagowanie nazizmu i wojskowego reżimu. Film Verhoevena, który dorastał w okupowanej przez Niemców Holandii wyśmiewa te koncepty. Akcja „Żołnierzy kosmosu” toczy się w XXIII wieku. Ludzie kolonizują galaktykę bez przeszkód, ale oczywiście do czasu: na drodze stają im gigantyczne robale, które czują się zagrożone. A to nie wróży ludziom najlepiej.
Głównym bohaterem filmu jest Johnny Rico, który zaciągnął się do armii wraz z ukochaną dziewczyną, przyjaciółmi i zakochaną w nim koleżanką z akademii wojskowej.

STARSHIP TROOPERS, Neil Patrick Harris, 1997, ©TriStar Pictures

Fabuła „Żołnierzy kosmosu” nie jest specjalnie skomplikowana. Ale zadaniem filmu Verhoevena nie jest zadziwienie nas psychologią postaci i skłonienie do refleksji. On zachwyca wizualnie, wbrew pozorom – daje do myślenia, mimo że jego estetyka jest dość kiczowata, a bohaterowie papierowi. Pod wieloma względami „Żołnierze kosmosu” przypominają film propagandowy i jest to coś, do czego Verhoeven dążył.

STARSHIP TROOPERS, Dina Meyer, Casper Van Dien, 1997, © TriStar Pictures /

Holenderski reżyser, który słynie z awersji do kompromisów, na planie „Żołnierzy kosmosu” przeszedł do historii także z innego powodu. W akcie solidarności z aktorką Diną Meyer, która rozbierała się w scenach pod prysznicem, Verhoeven i operator kamery pracowali na planie filmowym nago, żeby Meyer czuła się pewniej.

Dla Meyer „Żołnierze kosmosu” byli trzecim, dużym filmem. Wcześniej zagrała rudowłosą Karę w „Ostatnim smoku”, później – zwykle pojawiała się na drugim planie, albo w filmach trafiających od razu na rynek DVD. Na uwagę w jej filmografii zasługują jeszcze seria „Piła” i kiepski serial „Ptaki nocy”, w którym Meyer grała Barbarę Gordon, czyli Batgirl.
Oprócz niej, w „Żołnierzach kosmosu” zagrał Casper Van Dien jako Rico. Dien to dziś postać kultowa wśród wielbicieli kina niższych lotów. Nie gardził nigdy filmami klasy D, grał u Uwe Bolla, ma swój program o kinie kultowym i reżyseruje filmu dla studia będącego synonimem obciachu, czyli The Asylum.

STARSHIP TROOPERS, Denise Richards, 1997

Na ekranie można też zobaczyć piękną Denise Richards, była dziewczyna Bonda no i ex Charlie’go Sheena, która oprócz roli Dr Christmas Jones, ma na koncie występy w takich filmach jak: „Dzikie żądze”, „To właśnie miłość” i „Straszny film 3”. Warto zwrócić w obsadzie uwagę na młodego Neila Patricka Harrisa, jak zawsze świetnego Michaela Ironside i Clancy’ego Browna. Ci dwaj ostatni na planie „Żołnierzy kosmosu” mieli mały konwent „Nieśmiertelnego”. Obaj przecież grali przeciwników Connora.

W 2004 roku powstał sequel „Żołnierzy kosmosu”, w którym nie pojawił się jednak nikt z oryginalnej, głównej obsady. Van Dien wrócił dopiero w kolejnej części, a w najnowszej animacji użycza głosu Rico.

Pierwsza część była jednym z najdroższych filmów swoich czasów. Kosztowała 105 milionów dolarów, zarobiła – nieco ponad 121 milionów, a więc – bez szału. Druga część kosztowała zaledwie 7 milionów dolarów, a trzecie – dziewięć, choć brakuje danych, czy była dochodowa, czy też nie. Nie mogło być jednak tak źle, skoro krytycy pisali, że fani „Żołnierzy kosmosu” powinni być zadowoleni.
Dla mnie najjaśniejszym punktem filmu była i zawsze będzie muzyka Basila Poledouris, który po raz kolejny stworzył do filmu Verhoevena (po obrazach „Ciało i krew” oraz „RoboCop”) coś ponadczasowego.