fot. Full Moon

„Doktor Mordrid”. Zapomnijcie o Cumberbatchu

Na przełomie lat 80. i 90. wytwórnia Marvel radziła sobie znacznie gorzej niż teraz. A efektem tego było m.in. wyprzedawanie praw autorskich. Każdy mógł sobie zrobić film o „Spidermanie”, czy „Kapitanie Ameryka”, jeśli tylko zmieścił się w określonym przez umowę czasie. Tak powstał koszmarny „Kapitan Ameryka” Alberta Pyuna, tak powstała nigdy oficjalnie nie wydana, nieporadna „Fantastyczna czwórka”.

Rok temu kina podbił wizjonerski „Doktor Strange” z Benedictem Cumberbatchem. Prawda jest jednak taka, że to nie był jego pierwszy transfer z kart komiksu na wielki ekran. Co prawda, wcześniej, w latach 70. powstała telewizyjna produkcja ze Doktorem w roli głównej, my jednak nie będziemy się nią zajmować. W 1992 roku premierę miał bowiem „Doktor Mordrid”, film wyprodukowany przez kultową wytwórnię Full Moon, która dała nam m.in. serię „Władca lalek”.

DOCTOR MORDRID, Jeffrey Combs, 1992. (c)Full Moon Entertainment..

Studio chciało się zabrać za „Doktora Strange”, zanim jednak ruszyło z produkcją, prawa wygasły. To jednak nikogo nie zniechęciło. Scenariusz został odpowiednio zmodyfikowany, tytuł i imię głównego bohatera zmienione, podobnie jak okoliczności. I tak, za dwa miliony dolarów powstał „Doktor Mordrid”. Na reżyserskim stołku do spółki zasiedli Albert i Charles Band, ojciec i syn, którzy wspólnymi siłami stworzyli jeden z najbardziej kultowych filmów w filmografii Jeffrey’a Combsa.

Aktor znany również jako Herbert West z „Reanimatora” gra Doktora Mordrida, czarownika wysłanego na ziemię z innego wymiaru. Mordrid ma za zadanie powstrzymać swoje nemezis, złego maga Kabala, który planuje otworzyć bramy piekła. Doktor czeka na kolejny ruch swego wroga przez 150 lat, i właśnie na początku lat 90., wszystko wskazuje na to, że dojdzie do wielkiego pojedynku okraszonego efektami specjalnymi drugiej kategorii.

„Doktor Mordrid” to one man show, jak każdy film z Combsem, człowiekiem stworzonym by być twarzą kina klasy B. Combs związał się z wytwórnią Full Moon w latach 80., wcześniej grał w filmach produkowanych przez Banda pod szyldem studia Empire. Grał w „Człowieku z dwoma mózgami”, legendarnym już dziś „Reanimatorze”, „Zza światów”, „Mutronice”, „Przerażaczach”, a jego dorobek składa się więc niemal z wyłącznie kultowych filmów. Jako Mordrid Combs wciela się znowu w ekscentryka i samotnika opętanego swoją misją.

Jego przeciwnik, Kabal jest potężny, czesze się w stylu kierowcy ciężarówki i obnosi fizis Briana Thompsona, kolejnego twarzowca kina klasy B, w porywach C. Thompson ma na koncie dwie nominacje do Złotych Malin za „Cobrę”, grał w „Terminatorze”, „Z Archiwum X” i „Księżycu 44”. Może i nie potrafi wykrzesać z siebie emocji, ale ma ponad 190 cm wzrostu i twarz, z którą skazany był na granie czarnych charakterów.

DOCTOR MORDRID, Jeffrey Combs, 1992. (c)Full Moon Entertainment..

„Doktor Mordrid” dziś jest już nieco zapomniany, podobnie jak sam Combs, który nie udziela wywiadów (próbowałam), a charyzmy i wdzięku ma trzy razy więcej od Benedicta Cumberbatcha. Widocznie tak musi być. My jednak nie zapomnimy, prawda?