„Miecz barbarzyńców”. Dla Sabriny Siani

Zobaczyć jedno barbarzyńskie fantasy z początku lat 80. to jak zobaczyć wszystkie. Nie inaczej jest w przypadku „Miecza barbarzyńców”, filmu Michaela E. Lemicka (naprawdę Michele Massimo Tarantini), który kontynuuje wątki z powstałego w tym samym roku „Atora – walczącego orła”.

fot. Cinema.de

Prawdę mówiąc, oglądając „Miecz barbarzyńców” nie sposób na początku orzec, czy ma się do czynienia akurat z dziełem Lemicka, czy jednak z którąś z kilkunastu innych włoskich produkcji fantasy. Zwłaszcza, że w tej, podobnie jak innych, również występują np. Pietro Torrisi w głównej roli syna Atora, Sangraala i piękna Sabrina Siani, która zresztą w „Atorze…” grała Roon, a swoją karierę zbudowała biegając w futrzanym bikini, z mieczem w garści.

fot. Cinema.de

Sangraal, syn Atora musi wkroczyć na wojenną ścieżkę. Jego królestwo zostało rozbite, żona zamordowana, a on sam łaknie zemsty. Aby pomsta mogła się dokonać, Sangraal musi odnaleźć magiczną kuszę, dzięki której będzie mógł zmierzyć się ze sprawczynią całego zamieszania, Boginią Ognia i Śmierci.

„Miecz barbarzyńców” sprawia, że słynna „Królowa barbarzyńców” z Laną Clakrson (zwróćcie uwagę na te zróżnicowane tytuły) jawi się jako ambitne i świetnie zrealizowane dzieło. Koszmarne efekty specjalne, na które kamera z lubością i pietyzmem robi zbliżenia, nieporadne sceny walki, sporo golizny, i zdecydowanie za mało Sabriny Siani – tak pokrótce można scharakteryzować „Miecz barbarzyńców”.

fot. Cinema.de

Poza tym, koneserzy gatunku od razu zorientują się, że wykorzystano tu sceny z „Niepokornego barbarzyńcy” i nietrudno zgadnąć, dlaczego. Tam też główną rolę gra wcielający się w Sangraala Pietro Torrisi. To akurat uwaga od jednego z użytkowników Filmwebu. Chylę kapelusza, bo wychwycenie tego to nie lada wyczyn i świadczy o wielkiej znajomości gatunku.